Najpierw E. – jego pokój znajduje się najdalej. Korzystam z tego, że śpi i mogę go do woli przytulać, nacieszyć się zapachem jego skóry (jego śpiące policzki wciąż pachną tak jak wtedy kiedy był niemowlakiem😊), spokojnie głaskam go po czole, a on kiedy śpi nie odrzuca mojej dłoni, ale często przez sen unosi lekko kąciki ust, jakby się uśmiechał 😊.
Potem Natalka. Na początku ją przykrywam kołdrą, bo zawsze „skopie” ją na dywan, potem delikatnie muszę przymknąć jej usta, by wymusić oddychanie przez nos. Opuszkami palców układam jej głowę lekko do dołu, bo mocno ją zawsze odchyla. Chodzi o to żeby oddychała prawidłowo. W jej przypadku odginanie głowy do tyłu podczas nocnego odpoczynku jest naturalne, ale bardzo niekorzystne dla jakości snu. Śpi częściowo na boku i częściowo na brzuchu. Zostawiam buziaka na czole, a ona zawsze przez sen mamrocze przy tym „dziękuję mamusiu, kocham cię” 😊. „Ja Ciebie też, dobranoc” i wychodzę. Zamykam drzwi, bo jeśli tego nie zrobię, ona wstanie, choćby twardo spała i trzasnie nimi tak, że obudzi Maćka. A wtedy on od razu przybiegnie do sypialni i nie pozwoli mi dokończyć „rytuału”.
Do Maćka wchodzę na końcu, jego pokój sąsiaduje z naszym. Zaczynam od odwrócenia kołdry guzikami do dołu (M., jego tata, zawsze układa kołdrę guzikami do góry, zakładając, że Maciek, tak jak on „za malucha” będzie w nocy chciał je gryźć dla lepszego snu…), potem poprawiam podusię, M. nie dba o to by leżała równo i „w symetrycznych odstępach od progów łóżka”. 😠 To on zwykle zanosi już śpiącego Maćka do jego pokoju. A ja zawsze poprawiam za nim. Wiem, że nie muszę – Maćkowi i tak śpi się wygodnie. Ale tak mam i już! Wiem też, że najpóźniej za godzinę i tak przywędruje do naszego łóżka i wskoczy pomiędzy nas. Ale teraz muszę dokończyć „rytuał”….
Kiedy czuję się spełniona jako mama? Kiedy w nocy przed pójściem spać robię „rundkę” po pokojach moich dzieci i upewniam się (wciąż! po tylu latach!), że… oddychają, że mają ciepłe nosy i dłonie, że są całkowicie bezpieczne w swoich łóżkach…
Potrafię wstać w środku nocy jeśli przypomnę sobie, że nie przykrylam Natalce nóg, czy nie poprawiłam E. poduszki.
Cierpię chyba na Zespół Matczynych Natręctw 😂. Nie wiem czy to się leczy, ale moje dzieci są coraz starsze. Obawiam się, że jeśli nie przejdzie mi to szybko, będą musieli na noc zakładać mi kaftan bezpieczeństwa 😂.
My – mamuśki, jesteśmy jakieś dziwne 😜.
A może tylko ja tak mam 🤔?..