Zacznę od tego, że naprawdę uwielbiam Grecję i myślę, że muszę mieć jakieś greckie geny, bo czuję się u Greków jak w domu. Polacy i Grecy mają wiele cech wspólnych, z czego najpiękniejszą jest oczywiście gościnność. Jednak w Grekach jest jeszcze jedna rzecz, która niezmiennie wzbudza mój zachwyt – jako naród, który dał światu demokrację, igrzyska olimpijskie, podstawy filozofii i matematyki, doskonałą kuchnię i fundamenty europejskiej cywilizacji, mieszkańcy tego wyjątkowego kraju mimo wszystko zachowali wyjątkową skromność i pokorę, której można się od nich uczyć. Między innymi dlatego każdy powrót do Grecji ekscytuje, a każde pożegnanie z grecką ziemią pozostawia w sercu tęsknotę…
Wśród polskich turystów Grecja słynie głównie z pięknych wysp, dużo mniejszą popularnością cieszą się kurorty kontynentalne. A dla mnie ten fakt to najlepsza zachęta by w takich miejscach szukać rajskich wakacyjnych destynacji.
Półwysep Chalcydycki to charakterystyczny „trójząb” na Morzu Egejskim. Tworzą go trzy 'palce’: Kassandra, Sithonia i Athos.
My podczas wakacji zamieszkaliśmy na Kassandrze, czyli najbardziej turystycznie zorganizowanej części Chalkidików, choć trudno nawet tam dopatrzyć się ogromnych kompleksów hotelowych, czy tłumów turystów, jak w innych naprawdę turystycznych kurortach. Zanim jednak trafiliśmy na półwysep, spędziliśmy dwa dni eksplorując środkowomacedońską „drugą grecką stolicę” i jednocześnie drugie co do wielkości największe miasto Grecji – Saloniki (Thessaloniki).
Przylot do Salonik
Po szczęśliwym lądowaniu od razu udaliśmy się na lotniskowy parking dla taksówek i busów, skąd co 15 minut podjeżdżał bus firmy Record Go, od której wypożyczyliśmy samochód. Bus zawiózł nas do siedziby firmy, sprawnie i szybko odebraliśmy auto (Kia Sportage, rezerwację robiłam pod koniec kwietnia na cały pobyt przez Booking) i ruszyliśmy w kierunku centrum miasta, gdzie czekało już na nas wynajęte na pierwszą noc mieszkanie. Zaparkowaliśmy auto w miejskim wielopiętrowym parkingu. Nie jest to tanie rozwiązanie, ale ulice w Salonikach są wąskie, a greccy kierowcy lubią szaleć na drogach, więc opcja pozostawienia auta pod kamienicą przy ulicy nie wchodziła w grę.
W Salonikach spędziliśmy dwie noce, pierwszą i ostatnią. To najbliższe przy półwyspie chalcydyckim duże miasto i jednocześnie najbliższa siedziba międzynarodowego lotniska. Historycznie i kulturowo to nieco inny klimat niż Ateny i bardzo zależało mi na tym by poznać i przekazać to dzieciom, które odwiedziły już Ateny kilka lat temu. O ile Ateny są zdecydowaną kolebką historii greckiej, o tyle Saloniki to stolica greckiej kultury. To tutaj znajduje się największa na Bałkanach uczelnia, Uniwersytet Arystotelesa. Dodatkowo Saloniki oferują bardziej autentyczny lokalny klimat, bo wśród turystów z zagranicy większą popularnością cieszą się Ateny. W Salonikach więcej jest samych Greków, a wśród nich studentów. Również restauracje i tawerny oferują autentyczną grecką kuchnię i rzadko robią wyjątki dla kuchni międzynarodowej.
Saloniki to ogromna metropolia, miasto zamieszkuje niecały milion mieszkańców, ale myślę, że drugie tyle można doliczyć latem dzięki napływowi turystów z innych zakątków Grecji i z całego świata. Tą ilość widać wyraźnie przemierzając salonickie ulice. Symetryczna zabudowa jest również bardzo gęsta, a miejskie parkingi są wielopiętrowe. To również mekka dla zakupoholików, nigdzie indziej nie widziałam tak wielu cudownych sklepów z sukniami! Grecka kultura krzyczy tu z każdego miejsca, współczesne wieżowce kryją między sobą starożytne ruiny, a nad tym wszystkim króluje ogromny masyw Olimpu, gdzie podobno bawią greccy bogowie…
Saloniki mają jedną niezaprzeczalną przewagę nad Atenami – własne plaże! Właściwie od samego miasta po ostatni palec półwyspu chalcydyckiego ciągną się dziesiątki kilometrów przepięknych plaż, w tym wielu zaliczanych do najpiękniejszych na świecie i oznaczonych Błękitną Flagą!
Wśród wielu historycznych atrakcji miasta, najsłynniejszymi są Biała Wieża, oraz Łuk Triumfalny Galeriusza. My od razu udaliśmy się w kierunku Wieży. Wewnątrz znajduje się Muzeum Kultury Bizantyjskiej, które zwiedzamy pokonując kolejne schody prowadzące do punku widokowego na szczycie wieży. Można stamtąd podziwiać piękną panoramę ogromnego miasta, oraz szczyty masywu Olimpu.
Łuk Triumfalny zauważyliśmy dopiero wyjeżdżając z miasta następnego dnia…
Ale zdążyliśmy obejrzeć dokładniej inne ciekawe miejsca, jak na przykład Pałac Galeriusza, który jest wkomponowany we współczesną architekturę okolicy.
My w Salonikach spędziliśmy dwie noce, po przylocie zatrzymaliśmy się w mieszkaniu w samym centrum niedaleko Placu Arystotelesa, więc spacer w to miejsce był obowiązkowym punktem tego pobytu. Link do mieszkania poniżej:
https://www.booking.com/Share-o0F3Rb
Przed powrotem zatrzymaliśmy się w apartamencie niedaleko lotniska.
https://www.booking.com/Share-WprrQge
Obie miejscówki spełniły wszystkie nasze oczekiwania i polecam je każdemu, kto planuje odwiedzić Saloniki! Rezerwacji dokonywałam z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem z możliwością darmowego odwołanie przez Boooking.
Z tętniącego życiem miasta do spokojnej wioski Skala Fourkas na Kassandrze.
most Potidea, jedyna lądowa droga z kontynentu na Kasandrę (zdjęcie: https://halkidiki.guide/en/Attraction-Potidea_Bridge-p121-r663148-Nea_Potidea )
Drugiego dnia naszego pobytu w Grecji udaliśmy się wynajętym przez Booking autem w kierunku pierwszego „palca” Chalkidików, Kassandry. Bardzo długo trwał sam wyjazd z miasta, bo w weekend mieszkańcy Salonik masowo udają się na wypoczynek w kierunku chalcydyckich plaż. Na szczęście przez całą niemal 2,5-godzinną drogę do wioski Fourkas toważyszyły nam piękne widoki: białe plaże, błękitne wody Zatoki Termajskiej na Morzu Egejskim i masyw Olimpu w oddali. Na Kassandrę prowadzi most Potidea, który jest jedynym połączeniem z częścią kontynentalną, co sprawia, że można odnieść wrażenie, że wjeżdża się na wyspę.
Wakacyjny dom Coral Sea Villa ( https://www.airbnb.pl/rooms/25484193?guests=1&adults=1&s=67&unique_share_id=4fc80b7d-757f-4b30-9967-6a0698b61ebb ), około 70-metrowy, który wynajęliśmy, znajduje się w środkowej części zachodniego wybrzeża Kassandry. Rezerwacji dokonywałam przez AirBnB na początku kwietnia, czyli 3 miesiące przed wyjazdem. To był strzał w 10! Dwukondygnacyjny dom (trzy sypialnie, salon, kuchnia i łazienka, prywatny ogród) i okoliczna plaża okazały się jeszcze piękniejsze niż się spodziewaliśmy, a właściciele domu, Thomas i Dimitris, zaopiekowali się nami doskonale od samego początku. Ogromną zaletą kwatery było to, że wszystkie sąsiednie domy to letnie prywatne kwatery mieszkańców pobliskich Salonik, lub obiekty wynajmowane Grekom, a nie turystom z zagranicy. Miałam wrażenie, że byliśmy jedynymi mieszkańcami osiedla, mówiącymi w innym języku niż grecki. Pozwoliło nam to przysłuchiwać się greckim rozmowom sąsiadów od rana do nocy. Odwiedzały ich rodziny, organizowali mniejsze i większe przyjęcia w ogrodzie (każdy domek ma swój własny mały ogródek, ale poza tym wszyscy mieszkańcy dbają o wspólny ogród osiedlowy i korzystają z niego wedle uznania). W pobliżu znajdował się tylko jeden niewielki hotelik. Spotykaliśmy czasami Polaków, ale jest ich tam raczej niewielu.
Sam dom, który wynajmowaliśmy spełniał wszystkie nasze oczekiwania. Gospodarz przywitał nas koszykiem własnych lokalnych wyrobów (miód, oliwa, wino), kuchnia była wyposażona we wszystkie potrzebne naczynia, przyprawy, kawę, a nawet dużą, wyposażoną również w niezbędne lekarstwa apteczkę pierwszej pomocy. Poza tym plaża była dosłownie za domem, więc mogłam rano zaparzyć sobie kawę w domu i jeszcze gorącą wypić nad brzegiem morza :-))).
Miejscowość Skala Fourka jest niewielka i bardzo spokojna, ale zawiera wszystko czego można chcieć na wakacjach: ładną plażę, kilka restauracji, lodziarni i kawiarni, supermarket i kilka minimarketów, plac w centrum ze straganami i sklepami pełnymi pamiątek, jedyne miejsce, które wieczorami robi się tłoczne, a nawet sklep rybny, w którym kupowaliśmy świeże krewetki!
Plaża w Fourkas jest długa, ciągnie się przez około 2,5 kilometra aż do Possidi. Spacer tą plażą momentami jest wymagający, ale na odważnych, chcących zmierzyć się z trudnymi skalistymi przejściami i pokonać całą długość czeka nagroda w postaci cudownych widoków. Następnym razem ubrałabym jednak odpowiednie buty do wody…
Kiedy przybyliśmy do Skala Fourka i wyszliśmy na plażę, nie mieliśmy ochoty już nigdzie się stamtąd ruszać. Mieliśmy poczucie, że mieliśmy pod ręką wszystko czego nam było trzeba.
Ale nie byłabym przecież sobą, gdybym nie zdecydowała się odkrywać okolicy….
Sithonia – drugi palec Chalkidików.
Woooooooooow!!!! Naprawdę. Nie przesadzam! Drugi półwysep chalcydyckiego trójzębu to baaajkaaaa!!! Żałowałam, że nie odważyłam się wynająć domu właśnie w tej części. Obawiałam się, zupełnie niesłusznie, że będzie zbyt spokojnie i będziemy mieli problem z zakupami, czy restauracjami. Okazało się, że wszystkie te udogodnienia są dostępne, tak samo jak na Kassandrze, po prostu na Sithonii jest dużo spokojniej. Jak tylko wjechaliśmy na półwysep, od razu przypomniałam sobie o mojej ukochanej Minorce. Krajobraz Sithonii jest kompletnie inny od tego z Kassandry. Sithonia jest dzika, zielona, lekko górzysta (Kassandra jest raczej płaska), dużo spokojniejsza i te plaże…!!! Od razu odniosłam wrażenie, że są ładniejsze, bardziej piaszczyste od tych na Kassandrze, a na wschodnim wybrzeżu plażowiczom dodatkowo towarzyszy widok na tajemniczą górę Athos, która mieści się na trzecim chalcydyckim palcu.
My, będąc na Sithonii, plażowaliśmy na Trani Ammouda, która jest popularna wśród mieszkańców regionu. Plaża jest na tyle długa, że każdy znajdzie na niej miejsce dla siebie, są odcinki zorganizowane z beach barami, dmuchane place zabaw na wodzie, ale też zupełnie dzikie miejsca, gdzie można mieć kawałek plaży i morza tylko dla siebie. Cudowne miejsce!
Jeśli wrócę kiedyś na Chalkidiki, zdecydowanie zatrzymam się na Sithonii. Nie wystarczyło nam czasu żeby na własne oczy zobaczy więcej jej skarbów, ale poniżej zostawiam kilka zdjęć, które przybliżą Wam lepiej raj, jakim jest ten zakątek Grecji…
źródło: https://greecetravelideas.com/best-beaches-in-sithonia/
źródło: nikana.gr
Ale wróćmy na również piękną, choć nieco bardziej „turystyczną” Kassandrę.
Agios Nikolaos Beach – dziki kawałek kassandryjskiego raju…
Oczywiście moje poszukiwania, gdziekolwiek jesteśmy na wakacjach, koncentrują się na jak najspokojniejszych, najmniej odkrytych zakątkach. Dwa kilometry od naszego domu odnaleźliśmy piękną dziką plażę, na której zostaliśmy cały dzień. Droga do niej nie była łatwa, musieliśmy iść poboczem dość ruchliwej jezdni, potem zejść w dół po niewysokiej, ale nie łatwej do pokonania skarpie, ale było warto! Przy samym zejściu jest też dziki parking, więc spokojnie można tu było przyjechać samochodem. Ale skąd mogliśmy to wiedzieć 😉
Possidi Cape – bliźniak naszej kaszubskiej Kosy Rewskiej.
Niedaleko Skala Fourkas znajduje się bardzo malownicza plaża Possidi. Tworzy ona ostro zakończony cypel, który wygląda zupełnie jak nadmorska polska Rewa. Plaża jest piaszczysta, choć wejście do wody pokryte jest w szerszej części kamienną płytą, a ku zwężeniu kamyczkami, im bliżej końca cypla, tym więcej kamieni zarówno w wodzie, jak i na piasku. Zdecydowanie należy tutaj mieć ze sobą specjalne buty do pływania. Przy południowej stronie plaży mieszczą się pozostałości starożytnej Świątyni Poseidona, ale nie jest to zadbane miejsce i odwiedzić je można tylko przedzierając się (oczywiście nielegalnie) przez dziurę w płocie. Szkoda, bo pierwsze mury świątyni powstały w XII wieku p.n.e., więc same pozostałości to prawdziwa gratka dla miłośników starożytnej historii, z pewnością miejsce to cieszyłoby się dużym zainteresowaniem turystów. Z drugiej strony, tłumy przyjezdnych na pewno popsułyby dziki urok tego wyjątkowego zakątka.
Afitos – śliczna kamienna wioska i urokliwa plaża.
Wioska Afitos na wschodnim wybrzeżu Kassandry to obowiązkowy punkt dla wszystkich odwiedzających te okolice. Koniecznie należy odbyć tu wieczorny lub nocny spacer, bo wioska tętni życiem właśnie od zachodu słońca. Jest tu mnóstwo tawern z pysznym tradycyjnym jedzeniem i sklepów, wyjątkowe punkty widokowe (wioska położona jest na wzgórzu), oraz kilka pięknych plaż.
W Afitos, jak w wielu greckich miejscach, królują koty, które nie sprawiają nikomu kłopotu, za to chętnie pozują do zdjęć 😉
Obok kamiennej zabudowy, najbardziej charakterystycznym atrybutem miasteczka są ręcznie malowane donice, które mieszkańcy wykonują wykorzystując puste puszki po oliwie. Takie donice można dostrzec w każdym zakątku miasteczka, dodają niezwykle uroku kamiennym budynkom!
Mam wrażenie, że choć dociera tu bardzo wielu turystów, Afitos jest miejscem wciąż bardzo nieodkrytym, ponieważ całe wybrzeże pokryte jest kamiennymi płytami, które kryją starożytne pozostałości. Podobno można je dostrzec podczas nurkowania. Są to drzwi starożytnej świątyni, czy pozostałości starożytnego portu. Faktycznie wchodząc do morza po kamiennych płytach wokół Afitos można odczuć powiew tajemnicy…
Będąc w wiosce plażowaliśmy na Varkes Beach, bardzo urokliwej małej, ale dobrze zorganizowanej plaży. Choć nie lubię takich tłocznych miejsc, ta plaża wyjątkowo przypadła mi do gustu. Wejście do wody jest tu piaszczyste, a jedzenie w plażowym barze naprawdę tanie i pyszne!
Paliouri – podobno najpiękniejsza plaża na Chalkidikach…
Internety naprawdę kłamią! Albo my mamy zupełnie inne rozumienie piękna. Udaliśmy się na samo południe Kassandry po to by na własne oczy zobaczyć podobno najpiękniejszą plażę w regionie, pomyśleliśmy, że skoro takie już cuda tu widzieliśmy, to plaża Paliouri, skoro najpiękniejsza, dopełni naszych wrażeń i będziemy mogli wrócić do domu spełnieni, z poczuciem, że znów widzieliśmy najpiękniejsze miejsca na Ziemi, jak po powrocie z Lefkady (niezmiennie numer #1 w naszym rankingu!). Dlatego nasze rozczarowanie było ogromne kiedy tam dotarliśmy – zwykle z tak bardzo zatłoczonych miejsc po prosu od razu uciekamy! Ale opinie plaża Paliouri miała tak dobre, że postanowiliśmy dać jej szansę, więc wcisnęliśmy się gdzieś pod wydmy z naszymi ręcznikami. Miejsca mieliśmy bardzo niewiele, na tyle niewiele, ze jeszcze jeden dodatkowy członek rodziny mógłby się już nie wcisnąć… Piasek na plaży faktycznie wyglądał zachęcająco, tak drobny i przyjemny jak nad Bałtykiem, woda krystalicznie czysta, ale nie sposób się nią cieszyć, bo o pływaniu nie ma mowy w takim tłumie! Poza tym głośna muzyka z licznych beach barów, oraz śmieci pod wydmami pozostawione przez tłumy turystów zepsuły nawet te drobne pozytywne wrażenia. Mimo wszystko patrząc na innych plażowiczów można było odnieść wrażenie, że są w tym miejscu szczęśliwi. Myślę, że ci sami plażowicze oniemieliby z wrażenia w naszym Mielnie, Pobierowie, czy Władysławowie w szczycie sezonu… Zaczynam być złośliwa, ups!
Uciekliśmy po 15 minutach, ciesząc się jednak, że tłumy zawitały na Paliouri Beach, pozostawiając pozostałe rajskie plaże nam i kilku innym poszukiwaczom rajskiego wakacyjnego spokoju…
Ciemne strony wakacyjnego raju.
Nie byłabym sobą, gdybym nie zwróciła uwagi na istotne wady. Z resztą, myślę, że wielu turystów spoza Grecji, mieszkających w granicach Unii Europejskiej musi je dostrzegać. Mieszkańcy Chalkidików nie segregują śmieci 🙁 Nie wiem jak to możliwe w UE, ale naprawdę nie segregują. I można by nie zaprzątać sobie tym głowy, bo przecież nawet w Polsce nie wszyscy przecież jeszcze to robią, ale tam brak edukacji ekologicznej naprawdę bije po oczach. Chalkidiki to niezwykle różnorodny przyrodniczo, malowniczy, zielony rejon Grecji, jednego z najpiękniejszych krajów świata. Tutaj przyroda krzyczy z każdej strony kolorami, a morze jest tak krystaliczne, że pływając nawet w bardzo głębokich miejscach bez wysiłku można dostrzec dno. Niestety, w tych przejrzystych wodach można już gołym okiem dostrzec drobinki plastiku, w każdym miejscu, w którym plażowaliśmy, bez wyjątku (drobinki plastiku w greckich wodach to oczywiście nie wina samych Greków, lecz działań całej ludzkości). Faktem jest, że chalcydyccy Grecy lubią plastik. W sklepach plastikowe opakowania produktów spożywczych pakowane są automatycznie dodatkowo w plastikowe reklamówki. Chleb, lub smakołyki w cukierniach pakowane są najpierw w papierowe torebki, by takie poddać dalszemu pakowaniu w papierowy worek. Za każdym razem kiedy prosiłam o niepakowanie dodatkowo w worek tego co kupowałam, na twarzach sprzedawców widziałam zdziwienie. Myślę, że o ekologii po prostu się tam nie mówi.
W toaletach, zarówno prywatnych, jak i publicznych funkcjonuje zasada nie wrzucania papieru do muszli, tylko do kosza na śmieci, oczywiście wyłożonego plastikowym workiem. Oczywiście ma to również związek z wadliwymi systemami kanalizacyjnymi. Przy naszym osiedlu co prawda były wystawione kolorowe kontenery do segregacji odpadów, ale nasz gospodarz ze smutkiem poinformował nas, że segregowanie przez nas nie ma sensu, gdyż śmieciarki (należy podkreślić, że co rano śmieci były wywożone, zarówno w dni powszednie, jak i w weekendy) i tak mieszają wszystkie odpady. Pytałam go o ten niechlubny fenomen i usłyszałam, że niestety w całej Grecji jest z ekologią problem, a na Chalkidikach edukacja w tym kierunku, jak w wielu innych sferach, posuwa się jeszcze wolniej niż w pozostałych częściach kraju.
Światełkiem w tunelu może być fakt, że na Sithonii dostrzegaliśmy nie tylko liczne farmy fotowoltaiczne, ale też zbiorniki retencyjne, których niewiele widać na Kassandrze. Być może zielona i bardziej dzika sąsiadka Kassandry zarazi ekologią pozostałe regiony… 😉
Athos – a co z trzecim ostrzem trójzębu?? Tutaj wstęp mają wyłącznie mężczyźni!
Athos to nazwa trzeciego półwyspu Chalkidików, pochodząca od królującego tam pasma górskiego i jego najwyższego szczytu (2033 m n.p.m.), zwanego też Agios Oros, czyli Świętą Górą. To najbardziej tajemniczy rejon macedoński, zamieszkały głównie przez mnichów tamtejszych 20 monasterów. Kobiety mogą odwiedzić tylko niewielką północną część półwyspu, która pozostaje świecka. Statki wycieczkowe, na których pokładzie znajdują się kobiety, nie mogą przekraczać ściśle określonej odległości od półwyspu. Ale nawet mężczyźni udający się wgłąb Athos muszą spełnić szereg wymogów by móc odkrywać ten niezwykle różnorodny przyrodniczo i podobno piękny obszar (znajduje się tam wiele endemicznych gatunków roślin). Na Athos obowiązuje inny czas (hagiorycki), oraz kalendarz (juliański).
Co się je w tej części Grecji?
Oczywiście słynna grecka sałatka i greckie souvlaki (które podawane są na różne sposoby, zarówno zawinięte z frytkami w chleb pita, jak i w formie szaszłyków na talerzu)znajdują sie w każdej karcie dań, zarówno w tawernach, jak i w beach barach. Grecka sałatka wygląda tutaj inaczej niż np. na Lefkadzie, bo zamiast jednego dużego kawałka sera feta, który pokrywa sałatkę, ser krojony jest w kostki, tak jak zwykliśmy to robić w Polsce. W wielu miejscach serwuje się też sałatkę kreteńską. Wśród ryb króluje okoń morski, biały dorsz i dorada, oraz sardynki, a wśród owoców morza krewetki, kałamarnice, ośmiornice i małże. Są w każdym menu. Popularne warzywa to oczywiście cukinia i bakłażan, które podawane są tutaj na wiele sposobów. Z dodatków tzatziki i pasty z bakłażana, oraz pyszna grecka oliwa ze świeżym pieczywem to popularne przystawki. My chętnie jeździliśmy rowerami na lokalnego sklepu rybnego, gdzie kupowaliśmy świeże ryby i owoce morza, które przyrządzaliśmy w domu. Za niewielką dopłatą właściciele przyrządzają też świeże ryby i owoce morza na miejscu i można je zamówić na wynos na konkretną godzinę. To bardzo wygodna i tania opcja dla tych, którzy nie chcą przepłacać w restauracjach. Według mnie najsmaczniejsze dania, jakie jedliśmy to zupy rybne, oraz typowe w regionie danie z krewetek „Saganaki”, czyli krewetki podawane w pomidorowym sosie z serem feta. Pychota!
Polecam też pyszną mrożoną kawę freddo i freddo espresso, które serwowane są w każdej kawiarni, oraz pyszne pączki z czekoladą (pokochaliśmy je już na Lefkadzie!). Ciekawostką jest fakt, że na chalcydyckich plażach, poza beach barami, smakołyki sprzedawane są też tak jak w Polsce przez spacerujących po plaży sprzedawców. Na naszej praży w Skala Fourkas sprzedawano nawet gotowaną kukurydzę!
Jeśli chodzi o alkohol, to ja oczywiście nie odmawiałam sobie wina. Jednak choć uwielbiam te czerwone wytrawne, w Grecji decyduję się na białe. Uważam, ze greckie czerwone wino po prostu nie jest smaczne, za to te białe (bez względu na markę) pasuje doskonale do wszystkich dań greckiej kuchni. Nie polecałabym tylko słodkiej odmiany białego wina z tamtejszych szczepów winogron, bo jest naprawdę tak słodkie, że nie da się go pić! Mój mąż jest oczywiście amatorem smaku piwa, on w Grecji zawsze sięga po macedoński Vergina Red Amber Lager, lub grecką odmianę holenderskiego słynnego Amstela.
zupa rybna
Saganaki
Dlaczego warto obrać kierunek Chalkidiki na następne wakacje? Bo plaża się tam nie kończy, bo można tam dojechać samochodem, jeśli ktoś nie lubi latać, bo żyją tam cudowni, serdeczni ludzie, bo jest to na tyle różnorodna kraina, że każdy odnajdzie w niej swój kawałek raju, bo na Chalkidikach jest bardzo grecko, bałkańsko, bo tamtejsze tawerny nie zmieniają menu pod zachodniego turystę, tylko zachęcają do kosztowania lokalnych dań. Warto tam pojechać dla kolorów ciepłego letniego Morza Egejskiego, rajskich! dzikich plaż, pysznej greckiej kuchni i bogatej historii tego miejsca. My w przyszłym roku na pewno wracamy na Minorkę, ale Chalkidiki, a dokładnie Sithonię dopisuję do mojej listy wymarzonych powrotów!
Podsumowanie kosztów: 10-dniowe wakacje w okresie 30 czerwca -10 lipca, 5 osób
Czy były to drogie wakacje? Sądzę, że zważywszy na czas, w którym wyjechaliśmy, wcale nie. Jedzenie w restauracjach stało się rzeczywiście bardzo drogie, dlatego kilka razy zdecydowaliśmy się zrobić zakupy w markecie i na targu rybnym i zrobić obiad w domu z lokalnych produktów. Był to też jakiś element łyknięcia greckiej kultury (oczywiście tradycyjnie już od samego przyjazdu śledziłam programy kulinarne w tamtejszej telewizji, zawsze to robię na wyjazdach i uczę się w ten sposób lokalnej kuchni). Dziennie na wyżywienie wydawaliśmy od 100 do 150 euro, ale spokojnie można by oszczędzić i wydawać od 50 do 100. W tawernie można zjeść za €30/osobę, ale można też zamknąć się w €10/os. Reasumując, wyżywić na takim wyjeździe można 5-osobową rodzinę za 50, 100, lub 150, a nawet 200 euro dziennie, przy czym jeśli nasz budżet zakłada 50 euro dziennie, musimy odpuścić restauracje i gotować w domu, lub korzystać z tańszych barów z przekąskami (sałatka grecka w plażowym barze kosztuje €5-€7, a tradycyjne greckie souvlaki od €3,50 do €6.
Nasze szczegółowe koszty wyglądały tak:
loty: Berlin-Saloniki, Saloniki-Berlin (lecieliśmy wyłącznie z bagażem podręcznym) – €473 + wykupienie miejsc w samolotach – €92,40
zakwaterowanie: 1. nocleg w centrum Salonik – €95,50, ostatni nocleg przy lotnisku przed wylotem – €90, wynajem domu w Skala Fourkas na 8 dni – €976,47
wynajem auta na 10 dni (Kia Sportage) – €200,33
ubezpieczenie samochodu (naiwnie daliśmy się zwyczajnie naciągnąć przy odbiorze auta, mogliśmy sobie ten wydatek odpuścić…) -€100
parking w Berlinie na lotnisku: 10 dni – €70
parking w Salonikach: 1 doba – €35
wyżywienie, w tym 7 obiadokolacji w tawernach z napiwkami, zakupy spożywcze w supermarketach: ok. €800
Razem: 10 dni/5osób – €2747, czyli ok. 12 500 zł
W przeliczeniu na osobę to 2500zł
Biorąc pod uwagę fakt, że wyjechaliśmy w potwornie drogim w całej Europie roku 2023, uważam, że były to wakacje maksymalnie budżetowe, a jednak bardzo dla nas luksusowe.
Dla porównania – najniższe ceny wycieczek all inclusive (last minute) na Chalkidiki z biurem podróży jakie znalazłam na 8 dni (!) wynosiły w tym roku 2800zł/os. Gdybym miała sprawiedliwie porównać koszty, musiałabym z mojego podsumowania odjąć koszty wynajmu auta i parkingów, oraz ubezpieczenia samochodu. Byłoby to ok. €470/os., czyli ok. 2150zł/10 dni na osobę. Zdecydowanie warto więc organizować takie wyjazdy samemu 😉
Chalkidiki podsumowuję dziś umieszczając je na 3. miejscu naszych dotychczasowych wakacji „na własną rękę”, zaraz po ukochanej Minorce i prześlicznej Lefkadzie 🙂
Koniecznie kliknij w inne moje podróżnicze wpisy, wśród nich Sardynia, wspomniane Minorka i zachwycająca Lefkada, portugalskie Algarve, Ateńskie okolice, oraz liczne relacje z wakacyjnych wypraw koleją po Polsce i po Europie!