Olka
Pamiętam kiedy pierwszy raz dopadła mnie ta myśl. Był czerwiec, rok 2006, południowy spacer z wózkiem niedaleko domu, w środku maleńka Natalka. Miała jakieś dwa tygodnie. Mijały nas dzieci wracające ze szkoły, z podstawówki, więc mogły mieć nie więcej niż 7-8 lat. Ale w moich oczach były prawie dorosłe. Bo wyobraziłam sobie moją córeczkę, z ogromnym tornistrem, błąkającą się między nimi, maleńką, wystraszoną. To bardzo zabawne kiedy dzisiaj o tym myślę, ale ja nie umiałam sobie wyobrazić jej wtedy jako kilkuletniej dziewczynki, więc oczami wyobraźni widziałam chodzące na dwóch nogach niemowlę, a właściwie noworodka, dźwigającego wielki szkolny plecak, wpatrującego się ogromnymi czarnymi oczami (wtedy jeszcze nie były jasnoniebieskie, jak dziś) w dzieci dookoła. Zupełnie surrealistyczne wyobrażenie, nie wiadomo skąd! Wiedziałam jak nierealne były te obrazy, a mimo to powodowały wtedy ogromny stres. Poczułam wtedy bezwarunkową troskę o moje dziecko i ogromną niechęć do wrogiej w moim wyobrażeniu rzeczywistości, z którą przyjdzie jej się kiedyś zmierzyć. W tej jednej chwili uczniowie podstawówki nie byli dla mnie już słodkimi dzieciakami, ale bezwzględnymi przyszłymi szkolnymi prześladowcami mojej córeczki. Jakie to głupie. Nie wiem skąd biorą się takie nienaturalnie katastrofalne myśli w głowie młodej matki, ale wiem, że te same myśli pojawiają się kilka lat później, kiedy dziecko trafia do przedszkola. W jednej chwili miejsce do tej pory uważane przez nas za oazę radości i zabawy, staje się wrogą placówką, pełną bezwzględnych dzieciaków i okrutnych przedszkolanek! Przesadzam? Nawet jeśli nigdy tego tak nie nazwałyśmy, to właśnie takie miałyśmy myśli, odprowadzając nasze płaczące dzieci do przedszkola.
Myślę, że te przesadne wyobrażenia, jakie mamy w głowie, zupełnie głupie i nieuzasadnione, powodują, że potęgujemy swój stres związany z rozłąką z Maluszkiem, a tym samym, niestety, również jego.
Przedszkole to naprawdę cudowne miejsce. Dziś, kiedy moje „starszaki” chodzą do szkoły, tęsknię do czasów, kiedy co rano odprowadzałam ich za rączkę do ich przedszkolnej grupy. Tęsknię, choć bardzo często tym porankom towarzyszył ich płacz. Od momentu wspomnianego spaceru z maleńką Natalką, miałam bardzo dużo czasu żeby przygotować się na jej pójście do przedszkola. Niestety, tylko teoretycznie jest to możliwe. W praktyce początkowo nie radziłam sobie z tymi porannymi rozstaniami, wsiadałam do samochodu i płakałam jadąc do pracy.
Na szczęście dość szybko zrozumiałam, że moje obawy i wyobrażenia sama tworzyłam w swojej głowie. Zaufałam paniom przedszkolankom, które wytłumaczyły mi, że Natalka przestaje płakać jak tylko znikam jej z oczu. To zapewnienie pomogło mi wytrzymać kolejne trudne poranki, a było ich trochę, bo Natalka płakała codziennie, przed pierwsze dwa lata przedszkola…
Z Emilkiem temat porannego płaczu wracał przed cały pierwszy rok. A nawet jeśli nie płakał, obrażał się na mnie nie na żarty. A ja konsekwentnie nie powalałam by emocje wzięły górę nad moim zachowaniem, postępowałam tak, jak nauczyły mnie Panie Nauczycielki 🙂
Maciuś trudne poranne chwile przechodził już tylko przez pierwszy tydzień. Potem zaczęłam mu tłumaczyć, że jako mały bohater, musi pomagać innym płaczącym dzieciom i je rozweselać. Pomagało!
Najważniejsze, że niezależnie od tego jak zachowywały się moje dzieci rano, nigdy nie byłam tą matką, która przedłuża pożegnania, przytula bez końca, lub co gorsza, wykorzystuje poranki w szatni przedszkolnej na trudne rozmowy o odpowiedzialności ze swoją pociechą!
Niedawno byłam świadkiem jak jedna z mam, nie mogąc rozstać się ze swoim dzieckiem, straszyła je, że „za tą histerię, będzie kara na tablet po południu”. Nie komentując samego
tableta (… u mnie w domu również gadżety technologiczne czasami pomagają w zapewnieniu upragnionej CISZY, więc nie oceniam…), przyznaję, że to jedna z najgorszych możliwych metod uspokojenia dziecka, o jakiej słyszałam. Wiem, że ta kobieta nie miała złych intencji, a jej słowa były wynikiem stresu i bezradności wobec trudnej sytuacji. Nie zmienia to faktu, że spotęgowała tym stres swojego dziecka. Musimy zdawać sobie sprawę, że nasze dzieci PŁACZĄ NA MYŚL O ROZSTANIU Z NAMI, BO BARDZO NAS KOCHAJĄ! Nie potrafią jeszcze w inny sposób powiedzieć nam, że nie chcą się z nami rozstawać. Straszenie ich karą za to zachowanie jest karaniem ich za ich bezwarunkową miłość i przywiązanie.
Jak więc sobie poradzić? To proste. Należy trzymać się zasady trzech kroków:
-
Przytul mocno, lecz krótko
-
Życz wspaniałej zabawy
-
Znikaj mu szybko z oczu!
Gwarantuję, że dziecko przestanie płakać najpóźniej po kilku minutach (wiem o czym piszę, pracowałam w przedszkolu) i na pewno nie dzieje się mu żadna krzywda! Moje starsze dzieciaki, mimo, że płakały codziennie rano, do dziś z uśmiechem wspominają przedszkole i chętnie by do niego wróciły.
Wyjątkowo w tym temacie czuję się prawdziwym ekspertem, więc pozwolę sobie udzielić jeszcze kilku rad:
-
nie opowiadaj nikomu w obecności dziecka o tym jak ciężko jest ci się rano z nim rozstać;
-
stwórz wokół waszego wyjścia do przedszkola atmosferę ciekawości nowego dnia, ekscytacji zbliżającą się zabawą;
-
odprowadzaj dziecko z uśmiechem na twarzy, nawet, jeśli jemu nie jest do śmiechu;
-
umów się z dzieckiem, że po powrocie do domu opowiecie sobie wzajemnie o tym, co się wydarzyło tego dnia u niego w przedszkolu i u Ciebie np. w pracy, zapewnij, że nie możesz się doczekać o czym ci opowie;
-
upewnij je w wolnej chwili, na przykład po południu w domu, że je kochasz i chętnie zostawałabyś z nim w przedszkolu i również bawiła się z jego kolegami, ale wiesz, że przedszkole to nie miejsce dla mam, tylko dla dzieci.
Głowa do góry!
Ewka
Już będąc w ciąży myślałam o tym, że kiedyś zaprowadzę Dominika do przedszkola. Nie zakładałam innej opcji. Przecież to naturalna kolej rzeczy, każde dziecko musi przejść ten etap. W przedszkolu nauczy się dyscypliny, samodzielności, oraz dowie się wielu ciekawych rzeczy. Będzie miał kontakt z innymi dziećmi, będzie szalał, bawił się, uczył.
Będąc z nim teraz w domu, staram się poświęcać mu swój czas, bawimy się, biegamy, ale nie oszukujmy się, nie trwa to cały dzień. Po pierwsze – Weronika kradnie mu dość dużo tego czasu ze mną, a po drugie – nie jestem tak kreatywna, żeby wymyślać co chwilę nowe zabawy. Nie wierzę też, że jestem jedyną mamą, która bawiąc się ze swoim dzieckiem autami myśli, że trwa to całą wieczność, gdy w rzeczywistości trwa to 15 minut! Dominik jest w takim wieku, że chciałby cały czas biegać, skakać i wygłupiać się. Jest bardzo szczęśliwy w towarzystwie innych dzieci. Najbardziej to szczęście widać kiedy jesteśmy u Olki lub ona jest u nas z dzieciakami. Nareszcie Maciuś i Dominik potrafią się razem bawić!J Czekałyśmy na to 2 lata!
Właśnie po takich spotkaniach, utwierdzam się w przekonaniu, że w przedszkolu będzie naprawdę szczęśliwy. Znam wszystkie zalety oddania dziecka do przedszkola, wiem, że czas tam spędzony będzie dla niego prawdziwą przygodą, a pierwszy dzień w przedszkolu będzie jednym z ważniejszych dni w jego życiu. Oczywiście boję się, że sobie tam nie poradzi, że będzie płakał, że nie będzie grzeczny, że nie będzie bawił się z innymi dziećmi, że nie poradzi sobie z toaletą, że nie będzie ładnie jadł, w końcu że nie poradzi obie z tęsknotą za nami… Najbardziej jednak boję się, że poczuje się przeze mnie odrzucony!!! Weronika przecież zostanie ze mną w domu. Już nie ja będę o niego dbała, nie będę miała nad nim kontroli, nie pomogę mu w toalecie, nie przytulę, nie wytrę łez kiedy będzie płakał… będzie to trudny okres, przynajmniej na początku, zarówno dla Dominika, jak i dla mnie.
Właśnie trwa nabór do przedszkola, wniosek wypełniony. Nawet te formalne procedury mnie już stresują. Mój maluszek będzie PRZEDSZKOLAKIEM – jakkolwiek dumnie to brzmi, oczekiwanie na pierwszy dzień w przedszkolu, to dla mnie ciężka próba.