Te wakacje były….POPRAWNE”… 🙁
Skąd brak zachwytu, który towarzyszył mi po powrocie ze wszystkich dotychczasowych wakacji zagranicznych?..
Potrzebowałam więcej czasu by zrozumieć czego mi w tych wakacjach brakowało, skoro były przecież takie „wymarzone” (piękny dom, bliskość oceanu, śliczne plaże, przepiękne widoki, dobre jedzenie). Wszystko dobrze zaplanowałam już dawno temu, co więc mogło mi zepsuć te wakacje???
Po długich przemyśleniach doszłam do wniosku, że odwiedziliśmy po prostu bardzo turystyczny region, a do tej pory po prostu wybieraliśmy miejsca bardziej dzikie, mniej znane, mniej zatłoczone, bardziej autentyczne.
Muszę być jednak sprawiedliwa – Algarve to przepiękna kraina. Wyjątkowa w skali Europy, a nawet świata! Egzotyczna i europejska jednocześnie. Ludzie są mili, uśmiechnięci i… wysportowani (naprawdę można się nabawić kompleksów na tych portugalskich plażach, haha). Zaskoczył mnie też lazur oceanu. Myślałam, że Atlantyk, tak jak Morze Bałtyckie, jest raczej groźny i ciemny, a tu taka niespodzianka! Przejrzysta, błękitna woda!
Spakowani w bagaż podręczny na 12 dni – to jest możliwe i to jest wygodne!
Dawniej to była kwestia oszczędności, starałam się uzyskać jak najniższe koszty wakacji zagranicznych. W tym roku wiadomo było, że o tanich wakacjach nie ma mowy, koszt dokupienia 20-kilogramowego bagażu jest stosunkowo niski i w zderzeniu z ogromnymi kosztami wynajmu samochodu, czy wyżywienia, nie stanowiłby znaczącego wydatku. Nie zdecydowaliśmy się jednak na dodatkowy bagaż ….z czystej wygody!
Po pierwsze, jadąc do tak gorącego miejsca, jakim jest południe Europy w lipcu, wiemy, że ciepłe ubrania po prostu nie są potrzebne. Zabieramy ze sobą po jednej bluzie z długim rękawem na wypadek chłodnych wieczorów (podczas tego wyjazdu nie nałożyliśmy ich ani razu), poza tym i tak najbardziej przydają się szorty i stroje kąpielowe 🙂 Do tego kilka podkoszulek, letnie sukienki, czy kombinezony, oraz lekkie koszule dla chłopaków, które w bagażu zajmują bardzo niewiele miejsca. Buty sportowe, które mamy na sobie podczas lotu, oraz sandały i klapki na plażę w bagażu. Jeśli chodzi o kosmetyki, to zabieramy ze sobą tylko te, bez których nie jesteśmy w stanie funkcjonować, czyli ulubiony perfum, krem, czy tusz do rzęs. Ja zabrałam dodatkowo ze sobą dobre kremy z filtrem 35 i 50 (oczywiście od Nuskin!), bo tym razem nie chciałam dopuścić do choćby najmniejszych oparzeń skóry, o które bardzo łatwo przy południowym słońcu. Pozostałe kosmetyki kupujemy już w lokalnym supermarkecie na miejscu, jeśli oczywiście wynajmowany dom, czy hotel, nie jest już w nie wyposażony.
Po drugie, brak bagażu rejestrowanego mocno ułatwia odprawę na lotnisku, oraz przyśpiesza późniejsze opuszczenie lotniska po wylądowaniu, bo nie czekamy już aż bagaże wyjadą na taśmie, po prostu zabieramy je z pokładu samolotu i wychodzimy 😉
Po trzecie, bez problemu mieścimy je w bagażniku wynajmowanego samochodu!
Każdy z nas spakował się więc w mały bagaż podręczny o wymiarach 20x30x40cm. Zawsze mamy przy sobie jeszcze dodatkową torbę, do której pakujemy wszystko to, co należy wyłożyć na taśmę podczas kontroli bagażowej, czyli kosmetyki i leki w wygodnych przezroczystych woreczkach na zamek, oraz elektronikę. Po kontroli, jeśli jest taka konieczność (to zależy już od pracownika lotniska obecnego przy boardingu), upychamy te produkty w naszych pięciu bagażach podręcznych, a torbę zwijamy w rulon i wsuwamy w rączkę od jednego z bagażów. Jednak najczęściej o tą dodatkową torbę nikt nie robi problemu przy wejściu na pokład i po prostu swobodnie wnosimy ją do samolotu i umieszczamy w schowkach nad siedzeniami razem z resztą bagażów.
W tym roku, podczas naszych 12-dniowych wakacji, pomimo tak skromnego bagażu, nie udało nam się wykorzystać wszystkich ubrań, jakie ze sobą zabraliśmy, a naprawdę każdego dnia paradowaliśmy w innych strojach 😉
Stolicę zastaliśmy gwarną nocą
Do stolicy Algarve, Faro, dolecieliśmy przed północą czasu lokalnego. Wynajęty pół roku wcześniej samochód czekał już na nas na lotnisku, więc dość szybko przemieściliśmy się do małego hoteliku Aqua Ria Boutique w centrum miasta
https://www.aquariaboutiquehotel.pt/
Hotelik bardzo ładny, czysty, ze wszystkimi udogodnieniami, których można potrzebować przy krótkim pobycie, czyli ręczniki, kosmetyki, Internet i tv. Niestety w czasie naszego przybycia hotelowa restauracja nie była już otwarta, więc mieliśmy z moim starszym synem okazję przespacerować się po nocnym Faro w poszukiwaniu jakichś przekąsek. To był bardzo ciekawy spacer, bo mogliśmy zaobserwować nocne życie lokalnej młodzieży. Niewielu dostrzegliśmy turystów, raczej młodych mieszkańców, tak jak my szukających przekąsek na mieście, prawdopodobnie po pracy.
Wzdłuż Algarve na zachód – drogą krajową N125, czy autostradą A22?
Niestety, niewiedza kosztuje 🙁 Przed wyjazdem naczytałam się sporo o regionie, historii, plażach, ale przez myśl mi nie przeszło żeby sprawdzić opinie o drogach. Kosztowało nas to dodatkowe 18,50 euro…
Pracownicy wypożyczalni aut skutecznie przekonali nas do dopłacenia za wypożyczenie urządzenia do płatności na autostradzie (na A22 nie ma bramek, ani przystanków, są za to punkty automatycznie pobierające dane auta i opłaty właśnie z urządzenia umieszczonego w samochodzie). Choć wyraźnie zaznaczyliśmy, że chcemy przemieszczać się krajową N125, biegnącą wzdłuż wybrzeża, bo bardzo chcieliśmy zobaczyć po drodze miasta Algarve – oni zasugerowali, że to słaba droga, zatłoczona i zdecydowanie lepiej jechać autostradą….
Kiedy jednak wyjechaliśmy na N125 w kierunku Praia da Luz, od razu postanowiliśmy na niej pozostać. To wygodna szeroka droga, dobrze oznakowana, wcale niezatłoczona, do tego miejscowi jeżdżą naprawdę spokojnie i kulturalnie, nie było żadnego powodu by odbijać na autostradę. A w bonusie mieliśmy przedsmak wszystkich najważniejszych miejscowości Algarve, od Quarteiry, przez Albufeire i Portimao, po Lagos. Od razu można było zauważyć znaczne różnice między tymi kurortami.
Ps. Opłata za przejazd autostradą wynosi €6,80/100km, więc zaoszczędziliśmy chociaż tyle…
Praia Da Luz – to był bardzo dobry wybór!
Miejscowość, niestety, zasłynęła w 2007 roku smutną historią porwania brytyjskiej dziewczynki Madeleine McCann w jednym z tutejszych ośrodków wczasowych. Dziewczynki do dziś nie odnaleziono, a sama miejscowość, jak i mieszkańcy, poza wielkim współczuciem i płynącym tutaj zawsze wsparciem dla rodziny Madeleine, wyraźnie odczuli wieloletnią obecność międzynarodowych mediów, prokuratury, policji i filmowców w tym miejscu. Turystów skutecznie to odstraszało, a w miasteczku dodatkowo ciągle odbijały się echem dramatyczne wydarzenia z 2007 roku. Musiało to pozostać w świadomości miejscowych. Choć dziś nie ma już właściwie śladów prowadzonego tu śledztwa, wciąż obecna jest tu jakaś melancholia, zaduma. To wciąż bardzo spokojne miasteczko, ale jednocześnie odczuwa się pewną nieufność wobec przybyszów spoza Wielkiej Brytanii, czy Portugalii, takich jak my….
Choć mówi się, że Luz ma wyjątkowy, jak na Algarve, klimat prawdziwej portugalskiej wioski, w rzeczywistości odnosi się wrażenie, że większość stanowią tu mieszkańcy Wysp Brytyjskich. To Brytyjczycy stanowią w Algarve największą grupę turystów (40%), a w Praia da Luz wielu z nich postanowiło zamieszkać na stałe, lub kupić tu nieruchomości pod wakacyjny wynajem.
Kiedy dotarliśmy do Luz, od razu zauważyliśmy jak bardzo różni się od pozostałych miejsc Algarve. To małe miasteczko, z białą zabudową, taką jak na Santorini, spokojne i „poukładane”, klimatyczne, ozdobione pięknymi pnączami bugenwilli i oleandrów, które ślicznie wtapiają się w biel niskich domów. Mało tu wysokich budynków, za to mnóstwo barów, restauracji i lokalnych sklepików.
Granicę pięknej głównej plaży po stronie zachodniej wyznacza kamienisty brzeg, który pełen jest małych ciepłych „baseników” utworzonych w naturalnych kamiennych otworach przez rozbijające się o brzeg fale.
Na jego szczycie znajduje się żółty kościółek Igreja Nossa Senhora da Luz, forteca, przekształcona w klimatyczną restaurację Fortaleza da Praia da Luz, oraz punkt widokowy na całą zatokę.
Od wschodu plażę otaczają klify z przepiękną trasa trekkingową, z cudnymi widokami, a na ich szczycie wierzchołek geodezyjny Atalaia.
Od kościółka w kierunku plaży wiedzie deptak pod palmami.
Plaża Praia da Luz jest piaszczysta, bezpieczna dla dzieci, oczywiście pod warunkiem, że nie ma akurat wysokich fal, bardzo szeroka, choć oczywiście wyraźnie skraca się podczas wieczornego przypływu. Plaża jest zorganizowana, można wypożyczyć miejsce pod parasolem, jest strzeżona zawsze przez dwóch ratowników, funkcjonuje tu również wypożyczalnia rowerów wodnych i sprzętu surferskiego.
Nasz tymczasowy dom Casa Vista Mar.
Dom, który wynajęliśmy w Praia da Luz to wakacyjne marzenie!
http://apartment-with-stupendous-ocean-views-50-meters-from-the-beach.hotels-in-algarve.com/en/
Zawsze szukam domów wakacyjnych z rocznym wyprzedzeniem – wtedy takie „perełki” można wynająć jeszcze w całkiem przystępnej cenie i z opcją bezpłatnego odwołania 😉
Duże dwukondygnacyjne lokum ozdobione marynistycznymi dodatkami, w bardzo spokojnej okolicy, przy samej plaży, z widokiem na ocean. Rano budziły nas co prawda okropnie gadatliwe mewy, które nie miały problemu z zaglądaniem nam w okna, ale na szczęście poranne fale oceanu były równie głośne :-))))…
Duży taras i wygodna kuchnia pozwalały poczuć się tak bardzo „jak w domu”, że z radością chodziłam o świcie do marketu po zakupy i raczyłam moich kochanych podróżników pysznymi śniadaniami z miejscowych produktów. Kilka razy nawet odważyłam się ugotować prawdziwy portugalski obiad! (oglądanie tutejszych programów kulinarnych stało się w czasie tego pobytu moją prawdziwą pasją!)
Lagos
Mieliśmy wystarczająco dużo czasu by poza Luz, poznać również inne miejscowości plażowego południa Portugalii. Do Lagos chciałam się udać w poszukiwaniu śladów najczarniejszego okresu w historii Portugalii – handlu afrykańskimi niewolnikami na szeroką skalę, która w Lagos miała swój początek i trwała przez ponad trzy stulecia…
Mercado De Escravos, czyli Muzeum Rynku Niewolników, mieści się na starym mieście, w miejscu dawnego rynku. Niełatwo tu trafić, to miejsce nie jest zbyt reklamowane turystom. Przypuszczam, że powodem jest wciąż duży opór, jaki Portugalczycy wykazują w związku z tym tematem. Trudno jest im zaakceptować tak brutalną historię ich własnego kraju, a warto wspomnieć, że od lat 90-tych handel niewolnikami jest oficjalnie uznany za zbrodnię przeciwko ludzkości. Portugalia chętniej przypomina fakt bycia pierwszym krajem, który niewolnictwo zniósł w 1869, czy chwali się wielkimi odkrywcami, którzy z jej wybrzeży wypływali w XV wieku. Jednak jej przeszłość kolonialna i największy pośród krajów europejskich udział w rozwoju niewolnictwa i handlu ludźmi, wciąż pozostaje w Portugalii tematem raczej unikanym. Muzeum w Lagos to zaledwie drugi, obok Lizbony, pomnik postawiony ofiarom tego zbrodniczego systemu.
Mając więc wiedzę o powyższym, trudno było mi bezrefleksyjnie zachwycać się tym pięknym dziś miastem. A jest naprawdę imponujące, wymarzone dla spragnionych ładnych miejskich widoków turystów…
W Lagos kupicie też piękną ręcznie robioną biżuterię. Sklepy z takimi cudeńkami jak na zdjęciu poniżej są obecne w całym Algarve, ale w Lagos jest ich chyba najwięcej.
Plaże Lagos
Praia de Dona Ana, Lagos
Jedna z kilku przyklifowych pocztówkowych plaż Lagos, choć z tych mniej popularnych. A kiedy plaża jest mało popularna, to jest idealna dla naszej piątki! Wypoczynek w tłumie plażowiczów to według mnie żaden wypoczynek, a tutaj plażowiczów było stosunkowo niewielu. I to był chyba jedyny powód, dla którego spędziliśmy tutaj kilka godzin. Można tutaj postarać się też dość ładne „instagamowe” zdjęcia. Poza tym mnóstwo glonów, woda zimna (im dalej na zachód, tym ocean chłodniejszy), piasek nieprzyjemny, choć można znaleźć ciekawe muszelki. W barze plażowym można kupić dość tanie piwo i pyszny niedrogi sok pomarańczowy (jak w całym Algarve), oraz przekąski w dobrej cenie (średnio po €4).
Praia do Camilo, Lagos
To najchętnie fotografowa plaża Lagos, posiadająca krajobraz typowy dla Algarve – złoty piasek, piękne formacje skalne wynurzające się z oceanu i imponujące klify na „plecach” zatoki. Do plaży prowadzą drewniany schody, które dodatkowo zbudowane są tak, że schodząc po nich ku plaży co chwilę zmienia się nieco perspektywa, więc można zrobić mnóstwo naprawdę ładnych zdjęć. Na dole jednak czar szybko pryska, bo zatoczka plażowa jest bardzo mała, a plaża jest dość znana wśród turystów, więc jest dość tłoczno. Przy plażach „klifowych” łatwiej o przypływ glonów, których zapach bywa nie do zniesienia. A przy tak niewielkiej ograniczonej ścianą skalną z trzech stron powierzchni i przy wysokiej temperaturze, naprawdę trudno tu wytrzymać. Jak widać na zdjęciach, nie przeszkadza to bardzo wielu plażowiczom spragnionym pięknych widoków, bo takich tu nie brakuje. My zawitaliśmy tutaj tylko chwilkę, planowaliśmy zostać na dłużej, ale skutecznie odstraszyły nas tabliczki ostrzegające przed spadającymi kamieniami (w Algarve takie tabliczki są na wszystkich plażach pod klifami, ale tutaj naprawdę nie było się jak od tych klifów oddalić, bo plaża jest bardzo niewielka).
Po lewej stronie plaży przez krótki tunel w skale można przejść do sąsiedniej plaży – to też jakaś atrakcja 😉
Praia de Sao Roque/Duna Beach, Lagos
Dla kontrastu, ta plaża okazała się idealna! Biały przyjemny gorący piaseczek, mnóstwo prześlicznych różnorodnych dużych muszelek, znacznie cieplejszy ocean, długo płytkie, bezpieczne dla dzieci wejście do wody, plaża ciągnąca się kilometrami… i „pachnie Bałtykiem”! Po zachodniej stronie niska zabudowa miasta Lagos, po wschodniej stronie widok na wieżowce Portimao i Albufeiry.
Plaża jest bardzo szeroka, strzeżona, wręcz zaprasza do kąpieli, obserwacji krabów i innych morskich stworzeń, długich romantycznych spacerów, czy sportów plażowych. Z resztą, zobaczcie sami!
Portimao
Tutaj klimat już zupełnie inny. Co prawda nie chodziliśmy po Portimao tyle co po Faro, czy Lagos, ale od razu po przyjeździe tutaj odnieśliśmy wrażenia, jakbyśmy przenieśli się do któregoś z nadmorskich miast południowej Kalifornii. Szok. Zrobiło to na tyle silne wrażenie, że zapomniałam napstrykać zdjęć, stąd zostawiam tylko kilka. Ale zarówno ze względu na wyjątkowe widoki, miasto, jak i plaże Portimao, to miejsce zdecydowanie warto odwiedzić! (Koniecznie wrzućcie sobie to miasto w wyszukiwarkę i zerknijcie w obrazy!!!)
Jak w całym regionie, również w porcie Portimao można natknąć się na bocianie gniazda w bardzo nieoczywistych lokalizacjach… ;-)))
Praia do Vau, Portimao
My, będąc w Portimao, zawitaliśmy akurat na do Vau, ale uwierzcie mi, że cała linia wybrzeża tego miasta robi niesamowite wrażanie. Zupełnie inaczej niż w Lagos – tutaj przyklifowe plaże to prawdziwa wypoczynkowa bajka! A pięknymi widokami można karmić oczy spacerując kilometrami od Praia do Vau, przez mniejsze: Careanos i Tres Castelos, po najbardziej popularną tutaj – Praia da Rocha. Gdyby ktoś zapytał mnie które miasto wybrać by poczuć turystyczny klimat typowy dla Algarve i zobaczyć słynne plaże z przewodników, odpowiedziałabym, że właśnie Portimao. To nie jest oczywiście miejsce dla miłośników błogiego spokoju, takich jak my, ale nie jest też tak głośne jak imprezowa Albufeira. Portimao to taki trochę „złoty środek” pomiędzy szalonym wschodem, a dzikim zachodem regionu.
Rejs do jaskini Benagil – czy warto?
Zdecydowanie warto wybrać się w jakikolwiek rejs po wybrzeżu Algarve, lub chociaż jego części, bo prawdziwe piękno tej krainy najlepiej widać od strony morza. To też jedyna okazja by zbliżyć się do całkiem dzikich, niedostępnych od strony lądu plaż, zaobserwować zachowanie ptaków, które wydają się mieć tu na klifach swoje królestwo, ale też przy dużym szczęściu natknąć się na beztroskie wodne zabawy delfinów (my, niestety, nie mieliśmy tego szczęścia :-(..)
Booking umożliwia bezpieczne rezerwowanie licznych dłuższych i krótszych rejsów, nie tylko do słynnej jaskini Benagil, ale wiele innych, z możliwością startu zarówno z Portimao, Lagos, jak i Faro i innych portów Algarve.
Sama jaskinia jest faktycznie imponująca. To jedyna taka jaskinia w Europie, ale niestety na tyle popularna, że trudno tu zacumować, a jeszcze trudniej rozłożyć ręcznik i spokojnie poplażować. Jaskinię można oglądać tak jak my, od strony morza, jak i z góry, przez słynny otwór w skale. Można się tam dostać idąc pieszo od plaży Benagil Beach, która mieści się w wiosce o tej samej nazwie.
Koniec Świata w Sagres – miejsce najbardziej „warte zachodu”… dzikiego zachodu!
Sagres to naprawdę dzika kraina i piszę to z absolutnym zachwytem. Żałuję, że nie zwiedziliśmy samego miasteczka, chętnie zostałabym tutaj na kilka dni. Już dojeżdżając drogą N125 do okolic miasta, czuje się dzikość, nieliczne proste w konstrukcji domy i ogromne puste obszary. To najbardziej portugalska wioska spośród miejscowości Algarve, ukochana przez miłośników surfingu, bo tylko tutaj można złapać idealny wiatr i fale.
Słynie z pobliskiego przylądka św. Vincentego i dawnego przekonania, że tutaj kończył się świat, a to z powodu bardzo wysokich klifów na skraju kontynentu, z których widać jedynie bezkres oceanu. Legenda głosi również, że tutaj znajdowała się pierwsza na świecie akademia morska, utworzona przez słynnego Henryka Żeglarza. Funkcjonuje tutaj też jedna z najsilniejszych w Europie latarni morskich.
To nie wszystko – Sagres jest też miejscem, w którym bociany gromadzą się każdego roku przed odlotem do ciepłej Afryki!
My wybraliśmy się na ekscytujący spacer po Fortaleza de Sagres (Twierdza w Sagres) na przylądku Ponta de Sagres, czyli właśnie miejscu gdzie miała znajdować się szkoła kartografów Henryka Żeglarza. Po pierwszym zniszczeniu przez Francisa Drake’a, a potem potężnym trzęsieniu ziemi w 1755 roku, z pierwotnej zabudowy zachował się tutaj jedynie kościół Matki Bożej Łaskawej.
Trasa piesza po twierdzy jest doskonale zorganizowana i bezpieczna, jeśli tylko turyści trzymają się wyznaczonej ścieżki. Niestety, choć ruch tutaj jest raczej mały, i tak nie brakuje miłośników ryzyka, którzy ignorując ostrzeżenia, podchodzą na sam skraj klifów, najczęściej w celu uchwycenia selfie… ;-(
Faro na koniec
Zaskoczę teraz chyba każdego, kto już miał okazję odwiedzić i zwiedzić Algarve, ale Faro podobało mi się najbardziej! To miasto wydało mi się najbardziej szczere, najbardziej portugalskie, najmniej turystyczne, po prostu prawdziwe! Paradoksalnie Faro, choć jest stolicą regionu, uchodzi za najmniej atrakcyjne wśród pozostałych. Pewnie dlatego, że poza samym międzynarodowym lotniskiem, raczej nie jest urządzone pod turystę międzynarodowego. Nawet w samym centrum mówi się głównie po portugalsku, nie po angielsku, rzadko można zapłacić bezgotówkowo, cukiernie sprzedają lokalne, a nie angielskie specjały, brak tutaj supermarketów, raczej małe sklepiki spożywcze, jest sporo restauracji, ale w karcie raczej tylko tradycyjne dania portugalskie, nie brakuje też pizzerii, jednak też sprawiają wrażenie bardziej portugalskich, niż włoskich.
W Faro historia przeplata się z nowoczesnością, luksus z biedą. Bardzo ładne hoteliki w centrum miasta często sąsiadują z upchanymi jeden przy drugim mało atrakcyjnymi budynkami mieszkalnymi i widać to tylko z okien umiejscowionych na tyłach. Ale wszystko to współgra ze sobą w jakiś sposób. Historia Portugalii nie jest jednorodna. Wielkie ekspedycje żeglarskie (Ferdynanda Magellana, Vasco da Gamy, czy Henryk Żeglarza) jednocześnie rozwinęły międzynarodowy handel dobrami, jak i handel ludźmi. Państwo bywało w przeszłości pod władaniem Rzymian, arabskiego kalifatu, potem pozostało chrześcijańskie, dziś oficjalnie nie jest wyznaniowe, choć wciąż ok. 80% społeczeństwa identyfikuje się jako katolicy. Dawniej Portugalia była wielkim imperium, dziś pozostaje raczej małym państwem na skraju Europy, a z dawnego imperium, posiada już tylko Azory i Maderę. To wszystko (oczywiście poza wspomnianym już niewolnictwem) obecne jest po części wciąż w Faro.
Kierowca, który odwoził nas na lotnisko, powiedział nam, że w Faro nie ma nic ciekawego dla turysty. Zgadzam się, być może dla turysty niewiele tu jest atrakcji, ale dla podróżnika – całe mnóstwo!
Jest tutaj też dobre portugalskie jedzenie i choćby dla niego warto tutaj zatrzymać się na dłużej.
W Faro nie ma miejskiej plaży bezpośrednio na lądzie, ale jest wiele ślicznych wysepek, do których bez przerwy pływają łodzie. Można nimi trafić na naprawdę rajskie plaże, a temperatura oceanu jest tutaj znacznie wyższa niż przy zachodnich miejscowościach.
My spędziliśmy w Faro dwie noce, ostatnią w bardzo wygodnym mieszkaniu Casa Judite w samym centrum
https://www.booking.com/hotel/pt/casa-judite.pl.html?auth_success=1
Mieszkanie było 4-pokojowe, z dwiema łazienkami i dobrze wyposażoną kuchnią w dość rozsądnej cenie. Polecam!
Poniżej zostawiam wszystkie kolory Faro…
W samym centrum pomnik D.Alfonso III (Alfons III Dzielny), bohatera regionu, króla Portugalii, który w 1249 roku wydarł Algarve z rąk muzułmanów.
Smaki Algarve
Algarve smakuje pomarańczą. Smakuje też oliwą, czosnkiem, cebulą, pomidorami i papryką, oraz sardynkami, okoniem morskim i krewetkami. Smakuje też piwem Sagres i pyszną sangrią!
Ponieważ z wielką pasją pochłaniałam podczas tych wakacji portugalskie programy kulinarne, nauczyłam się czegoś o przygotowaniu dań z lokalnych produktów. Kilka razy ugotowałam tam pyszne obiady 😉
Mogliśmy w Algarve cieszyć się smakiem pysznego pieczywa, równie smacznego jak w Polsce!
Jedliśmy tam też smaczne zupy rybne i OBŁĘDNIE SMACZNE gaspacho!
Algarve oferuje też pyszne naturalne lody. Przed tą budką z lodami w Praia da Luz zawsze stoi długa kolejka klientów, natomiast w Lagos można kupić pyszne sorbety lodowe na patyku.
W niemal każdym supermarkecie można bezpośrednio do butelki wycisnąć sobie dowolną ilość soku pomarańczowego (pomarańcze są tu najlepsze na świecie!)
I na koniec: słodkości – wśród najpopularniejszych deserów w Algarve należy wymienić: Pastel de Nate, czyli tartaletki z kremem, Pao de Deus, czyli „chleb bogów” (drożdzówka z kremem kokosowym), roladę pomarańczową, oraz pączki z nadzieniem. Wszystkie słodkości naprawdę rozpływają się w ustach.
Czego w Algarve NIE zaznaliśmy?
- gościnności jak u Greków
- cieplutkiego morza
- obecności Polaków (podczas 12 dni spotkaliśmy trzech rodaków)
- prawdziwego swojskiego klimatu…
Podsumowanie kosztów
12 dni/5 osób:
loty Berlin-Faro, Faro-Berlin – €340
80-metrowy dom w Praia da Luz – €1000
hotel w Faro – €125
mieszkanie w Faro – €140
2,5-godzinny rejs do jaskini Benagil – €127
wynajem auta na 11 dni (Citroen C3) – ok. €300 + €100 (ubezpieczenie)
paliwo (benzyna – przejechaliśmy ok, 400km) – €50
parking na lotnisku Berlin Brandenburg (12 dni) – €89
wyżywienie – ok. €1500
RAZEM: ok.€3000, czyli ok. PLN 14000, czyli PLN 2,800/osobę
W podsumowanie kosztów nie wliczyłam innych zakupów, czyli pamiątek, przekąsek na lotnisku, czy plażowych gadżetów, oraz +€200 za dodatkowe ubezpieczenie i urządzenie do poboru opłat na autostradzie, czyli wydatek, na który zwyczajnie daliśmy się naciągnąć przy odbiorze auta – zupełnie niepotrzebny(!!!). Uczciwie należałoby doliczyć więc jeszcze jakieś 500 euro, ale to wszystko były koszty dodatkowe, których rozsądny podróżnik nie musi ponosić ;-).
Warto mieć na uwadze, że codzienne koszty wyżywienia mogą być w Algarve bardzo wysokie, jeśli postanowicie żywić się wyłącznie w restauracjach, które tutaj są bardzo drogie, ale mogą też być stosunkowo niskie, jeśli ograniczycie się do obiadów w barach przekąskowych (tapas), lub będziecie gotować samodzielnie. Jeśli wasze lokum wakacyjne jest wyposażone w kuchnię, takie gotowanie naprawdę może być przyjemne. Można z produktów z lokalnego supermarketu ugotować wielodaniowy obiad, który wraz z deserem, winem i świeżym sokiem będzie was kosztował nie więcej niż €30. Dla porównania – obiad w restauracji dla 5 osób to koszt od €70 do nawet €90!
Czy mamy ochotę tam wrócić?
Do Portugalii na pewno, bo to jednak bardzo intrygujący kraj. Jednk do Algarve już niekoniecznie. To po prostu nie moje klimaty. Ale na pewno większość przyjeżdżających tutaj turystów powiedziałoby coś zupełnie odwrotnego… ja tu tylko piszę o swoich wrażeniach 😉