Niedługo miną 4 lata odkąd wprowadziłam regularną aktywność do mojej codzienności i z tej okazji postanowiłam zrobić coś, co zwykłam robić nie częściej niż raz w roku. Weszłam na wagę. A ona pokazała to, czego się nie spodziewałam…. 65 kg!!! Poza okresem ciąży, jeszcze nigdy tak dużo nie ważyłam! Przecież nie odpuszczałam treningów, więc takiego nagłego skoku wagi się nie spodziewałam!
Zdawałam sobie jednak sprawę z tego, że w okresie okołoświątecznym nieco zaniedbałam zdrową dietę, jadłam więcej mącznych produktów, mocno przesadzałam ze słodyczami. Zamiast się mazać, postanowiłam szybko trochę tej wagi zrzucić. Przez dwa tygodnie moje treningi ograniczały się do ciężkiego „Killera” Chodakowskiej i biegania, bo wiadomo, że bieganie najlepiej wpływa na utratę wagi i nie buduje specjalnie tkanki mięśniowej. Udało się, dziś rano waga wskazała 63,2kg. W moim przypadku zrzucenie niepotrzebnego tłuszczyku nie jest trudne. I nie drążyłabym dalej tematu, gdyby nie fakt, że moja waga 4 lata temu wynosiła 60kg, a te obecne 63 kg od dłuższego czasu są moją stałą wagą. Przez pierwsze dwa lata treningów bardzo schudłam, a moja waga nie drgnęła wtedy ani trochę, ważyłam stałe 60kg. Potem moje ciało zaczęło się nieco „budować” i waga wzrosła do 63 kg…
Tak wyglądałam 4 lata temu…
O tym, że mięśnie są cięższe od tłuszczu wiedziałam. O tym, że należy się mierzyć, a nie ważyć, też wiem. Ale spodziewałam się, że przez 4 lata ćwiczeń i zdrowego jedzenia tkanka tłuszczowa zredukuje się na tyle, że zyskane mięśnie nie zwiększą mojej wagi. A tu taka niespodzianka! Postanowiłam zbadać temat. Przewertowałam naukowe artykuły, wywiady, fora internetowe, przeanalizowałam zdjęcia z ostatnich 4 lat. Oczywiście ani przez chwilę nie miałam zamiaru rezygnować z ćwiczeń, waga nie jest wyznacznikiem mojego dobrego samopoczucia, jednak chciałam poznać przyczynę takiego stanu rzeczy, chociażby po to, żeby przygotować ten wpis. Podłączyłam wagę do aplikacji, która pokazała mi szczegółowe parametry. To nie to samo co wizyta u specjalisty, ale daje szerszą wiedzę na temat kondycji mojego ciała.
Tak wygladam teraz…
Według informacji jaka płynie z tych parametrów, moje ciało wskazuje mój faktyczny wiek (36 lat), a typ ciała, poziom tłuszczu (19,7 kg/31%), masy mięśniowej (25,6kg/ 40,5%) i nawodnienia (50,4%), utrzymują się w przedziale FIT, masa kostna wynosi 2,6kg, jednak inne parametry mnie niepokoją. Mam zbyt niski poziom białka, oraz dostarczam organizmowi ZBYT MAŁĄ ilość kalorii! Spożywam dziennie ok. 1500 kcal, przez co mój wskaźnik BMR jest zbyt niski, powinnam ich dostarczać ponad 2000! Trochę mnie to zdziwiło, bo głodna nie chodzę, jem zwykle często i nawet dość dużo, choć faktycznie ostatnio zaniedbałam moje zdrowe nawyki. Żeby schudnąć, a potem utrzymać wagę, należy dostarczyć organizmowi odpowiednią ilość kalorii, adekwatną do możliwości spalania. A do tego potrzebna jest już dopasowana indywidualnie dieta. Z moim podejściem – nie do zrobienia, bo nigdy nie potrafiłam trzymać się diety i chyba nie mam aż takiego fioła na punkcie swojego wyglądu żebym się na nią zdecydowała. Postaram się jednak zadbać o odpowiedni poziom białka i zamienię CZĘŚĆ niepotrzebnych „kalorii czekoladowych”, na te bardziej odżywcze… Z każdej strony słyszę też rady żebym zdecudowała się wreszcie na odżywki dla sportowców i tutaj też z mojej strony ściana. Suplementy diety, odżywki, jakiekolwiek wspomaganie w pigułce, lub w proszku, nie wchodzi w grę. Nie i już. I jestem uparta jak osioł w tej materii. Pozostaje mi więc powrót do lepszych nawyków w jedzeniu.
Nie da się ukryć, że choć moja waga jest prawidłowa, utrzymuje się blisko górnej granicy normy. Mój wskaźnik BMI (Body Mass Index) wynosi 24, więc do nadwagi brakuje mi zaledwie jednego punktu indeksowego. Oczywiście wskaźnik BMI nie uwzględnia zwiększonej tkanki mięśniowej. I choćbym miała być wobec siebie bardzo krytyczna, nawet ja przyznam, że tego po mnie po prostu nie widać. Noszę rozmiar S, czasami S/M, więc biorąc pod uwagę mój niski wzrost, bez problemu mogę nosić niektóre ubrania mojej córki. Jednocześnie moja waga na to wcale nie wskazuje… Jak każda kobieta, wolałabym mieć wagę piórkową, musiałam sie jednak pogodzić z tym, że takiej osiągnąć mi się raczej nie uda.
Zrobiłam dziś pierwsze szczegółowe pomiary ciała i to te liczby będę odtąd kontrolowć:
BICEPS – 30CM
KLATKA PIERSIOWA – 93CM
TALIA – 74CM (daleko mi do ideału 60cm!)
BIODRA – 98CM
UDO – 57CM
BARKI – 100CM
WZROST – 163CM
Czuję się świetnie, mam dobrą kondycję, pomimo tych ciężkich kilogramów, jakie wskazuje waga, czuję się lekka jak motylek i chyba o to chodzi w zachowaniu dobrego nastroju na co dzień 😉
Pomimo pozornych podobieńst w zdjeciach sprzed 4 lat i obecnych, kondycja mojego ciała zmieniła się wyraźnie, przestało się „wylewać” z boczków, a rozmiar z M/L zamieniłam na S. To jednak nic w porównaniu z pewnością siebie jaką zyskałam. To ona sprawia, że nie wstydzę się pokazać wam takich zdjęć, bo jestem dumna z tego co udało mi się „wypracować” 😉
Wnioski nasuwają się same. Jeśli upieracie się przy kontrolowaniu sylwetki za pomocą wagi, róbcie to z głową. Zamieńcie tradycyjną wagę na tą elektryczną, która pokaże wam szczegółowe parametry. Pamiętajcie, że szybki spadek wagi w początkowym okresie zwiększonej aktywności fizycznej jest spowodowany redukcją wody w organiźmie, więc żeby mieć realny wynik naszej pracy nad kondycją ciała, należy powtarzać pomiar co kilka tygodni. Najlepiej jednak wagę zamienić na centymetr i ZACZAĆ SIĘ MIERZYĆ. Gdybym ja uzależniała moją motywację do ćwiczeń od tego co wskazuje waga, już dawno rzuciłabym ćwiczenia i zdrowe jedzenie w kąt! Na szczęście ćwiczę bo lubię, ćwiczę bo dobrze się z tym czuję i ćwiczę, bo dbam o zdrowie!
Wiecej o jedzeniu, bieganiu i moich treningach w pozostałych wpisach w sekcji SIŁA JEST KOBIETĄ 😉