Jestem optymistką i bywam naiwna. Jedni mogą uważać to za infantylność, z której w moim wieku należy już wyrosnąć. Inni widzą moją osobę jako kogoś kto patrzy na świat przez różowe okulary. Ja przychylam się do tej drugiej oceny, choć okulary często bywają już nie tak różowe jak wcześniej. Wciąż jednak szkła pociągnięte są filtrem ubarwiającym, dlatego cokolwiek się dzieje, zawsze zakładam, że będzie lepiej.
Jako Olka jestem tą samą dziewczyną od ponad 30 lat, zaczęłam jednak patrzeć na świat, ludzi, na życie, dużo bardziej krytycznie. Niby wciąż optymistycznie, jak dawniej, ale z większym dystansem do tego co dobre i z ogromną wrażliwością w stosunku do tego co złe. Mam dzieci, więc wszystkie tragedie świata, o których usłyszę dotykają mnie dużo bardziej niż kiedyś. Często zastanawiam się czy jako maleńka jednostka mogę coś zrobić by świat był trochę lepszy. Jednak dostrzegając uciekający czas, coraz częściej myślę też czy jest coś czego mogę nauczyć moje dzieci by i one przyczyniły się do poprawy rzeczywistości, w której żyją.
Dawniej winą za światowe konflikty obarczałam religie, sądząc, że to one są powodem sporów, nienawiści. Potem jednak zrozumiałam, że takie podejście było błędne, ponieważ dyskryminowało ludzi, którzy w wierze odnajdują szczęście i sens życia. To nie religie, polityka, czy różnorodność kultur są powodem konfliktów wśród ludzi. To BRAK TOLERANCJI wobec tego co myślą, robią, jak żyją i w co wierzą inni jest powodem całego zła na świecie. I można tu z całą słusznością stwierdzić, że samodzielnie nie zdołamy naprawić świata. A jednak, to właśnie w nas – rodzicach – jest moc, która może dokonać wielkich zmian. Jak? Zacznijmy od nauczenia naszych dzieci TOLERANCJI. Gdyby dziś każdy rodzic postanowił nie szerzyć uprzedzeń, nienawiści, dyskryminacji we własnym domu w obecności własnych dzieci, za kilkanaście lat mielibyśmy zupełnie nowe społeczeństwo pełne szczęśliwych ludzi! Brzmi jak utopia. Wiem, czytam co piszę 😉 Dostrzegam swoją naiwność.
Zawsze miałam takie same poglądy. Dawniej jednak inaczej reagowałam na informacje od otoczenia. Te negatywne ignorowałam, w tych pozytywnych poszukiwałam drugiego dna. W rezultacie nie miałam wpływu nawet na własną rzeczywistość, a do tego ciągle tkwiłam w poczuciu niepokoju. Dziś nie ignoruję już braku tolerancji i języka nienawiści. Kiedy słyszę, że moi znajomi, bliscy, lub zupełnie obcy ludzie posługują się językiem gniewu i nietolerancji, bardzo się denerwuję. Nie odpowiadam jednak gniewem. Czasami wymownie milczę, innym razem spokojnie odpowiadam. Zdarza się, że przekornie wyraźnie i głośno powtarzam ich słowa z przekonaniem, że jeśli usłyszą to co powiedzieli z innych ust, dotrze do nich treść jaką wyartykułowali i być może poczują poirytowanie własnym zachowaniem. Kiedy słyszę wyrazy gniewu, nienawiści i braku zrozumienia w moim otoczeniu, dociera do mnie, że te same słowa wypowiadane przez innych, wpływowych ludzi, tych „u władzy”, doprowadzają do tragicznych w skutkach światowych konfliktów. Nienawiść jest zawsze wywołana przez brak tolerancji i gniew. Dlatego musimy nauczyć siebie, ale przede wszystkim swoje dzieci szacunku do wszelkich odmienności. Marzę o tym by przedmiot o nazwie TOLERANCJA wprowadzono do szkół…
Niedawno mój syn uczestniczył z innymi uczniami w wycieczce do kina. Obejrzeli film „Cudowny chłopiec”. Jestem wdzięczna ich wychowawcy i osobom, które tą wycieczkę zorganizowały. Mój syn wrócił z seansu zachwycony. Kiedy już opowiedział mi treść filmu ze szczegółami, dodał: „Mamo, tobie bardzo by się ten film spodobał, bo ty jesteś straszną optymistką!” Ucieszyłam się zatem, że i jemu spodobał się film o odmienności, o skutkach nienawiści i o tolerancji, jest w takim razie optymista tak jak ja… 😉 Wierzę, że choć ludzie się nie zmieniają, to można próbować zmieniać ich sposób patrzenia na innych 🙂 Zacznijmy od naszych dzieci. Uważam, ze rodzice uczący swoje dzieci tolerancji i szacunku do drugiego człowieka to mądrzy rodzice. „Żyj i daj żyć innym” to chyba dobra zasada na początek nauki;)