Olka:
Ewka z natury jest grzeczna, niebywale uprzejma i łagodna jak baranek. Ale są takie dni, najczęściej sobotnie poranki, kiedy włącza jej się agresor. Właśnie wtedy jest strasznie czepliwa i wyrzuca mi swoje żale. Oczywiście ona uważa, że reaguje tylko na moje „wytyki” i ciągłe upominania, ale ja naturalnie uważam zupełnie inaczej. Nie wiem dlaczego, ale wszystkie nasze kłótnie mają miejsce właśnie w soboty. Może to efekt porządkowego zmęczenia, a może po prostu z braku innych powodów do zmartwień, zaczynamy szukać zaczepki.
Możliwe też, że naturalnie czyścimy w ten sposób atmosferę. Gdybyśmy były facetami, to pewnie ona by mi nagadała, ja jej, wyrzuciłybyśmy z siebie całą złość, a potem wypiłybyśmy po piwku i byłoby po sprawie. Problem w tym, że my jesteśmy typowymi babami, czyli jak już się nakręcimy, to drążymy temat, dopóki inna istotna rzecz nam nie przeszkodzi. W soboty akurat nasi mężowie zajmują się ogrodem, wożeniem drzewa i innymi męskimi zajęciami, a dzieci zwykle latają po dworze. Więc jeśli tylko Weronika Ewce nie przeszkadza, ona chętnie odkłada miotłę () i stuka do mnie na telefonie wiadomości ze swoimi wyrzutami. Ja oczywiście nie pozostaję dłużna i robię to samo. Wydłuża nam się strasznie przez to sprzątanie, a nasi mężowie, jeśli zorientują się co jest grane, mają z nas niezłą ”polewkę”… Wcale im się nie dziwię, sama śmiałabym się całą gębą gdybym miała okazję oglądać z boku nasze „czatowe waśnie”. Na przykład w minioną sobotę kłótnia zaczęła się ok.10.00 rano, a to akurat pora sprzątania po moich psach… Więc stoję przy budzie Hiltona, lewa ręka w rękawicy, w niej łopatka, przy nodze wiadro z psimi odchodami, prawa ręka goła, bo w niej telefon, w który nerwowo wklepuję swoje argumenty, na twarzy grymas, na ustach cicha wiązanka pod adresem Ewki („ku***, ja pier****, g**niara jedna, …”). Marcin nie byłby sobą gdyby nie skomentował: „Wy macie coś nie tak pod kopułą..” A ja od razu się zastanawiam jakby ich oboje (jego i Ewkę) wystrzelić w kosmos! Najzabawniejsze jest jednak to, że zanim obie wpadniemy na to żeby zadzwonić i pogadać, zamiast stukać w klawiaturę (o wiele więcej byśmy zrobiły trzymając telefon przy uchu, zamiast w dłoni), zdąży nam już minąć złość, więc sama rozmowa jest już zupełnie pozbawiona emocji.
Jak to w przyjaźni, złość mija, potem wspólnie się z siebie śmiejemy, choć obie mamy w sobie tą uszczypliwość, która każe nam przy każdej okazji wracać do spornej kwestii i robić sobie wzajemnie złośliwe aluzje. Ale to już jest raczej zabawne niż dramatyczne!
Ewka
Olka z natury nie jest konfliktowa, ale lubi dogadywać innym. Robi to raczej świadomie i z czystą premedytacją. Na przykład dzisiaj skomentowała moje zdjęcie (Olka myślała, że ona na nim jest): ,,Boże, ja taka gruba pozowałam do zdjęć?!”. Przypadek? Nie, to jej takie świadome/nieświadome dowalenie. Zlekceważyłam to, bo po co się przy niedzieli denerwować. I bez tego mam dużo zmarszczek . Ogólnie konflikty między mną a Olką rzadko występują. No może odkąd zaczęłyśmy przygodę z blogiem do sprzeczek dochodzi częściej. Najczęściej płoniemy do siebie przez fb lub sms. Łatwiej jest nam chyba wyżyć się na sobie przez sms, bo podczas rozmowy jedna drugiej nie pozwoliłaby dojść do słowa, albo grzecznie by przytakiwała (ja), a w myślach dusiłaby dwiema rękoma. Czasami nie dogadujemy się co do zdjęć i treści tekstów. Olka zazwyczaj mnie krytykuje i próbuje poprawiać!!! To chyba jakiś syndrom nauczycielki!!! Czy jej to wychodzi? Różnie, bo ja mocno się stawiam . Ostatnio na przykład CZEPIŁA się tego, że mam na zdjęciu brudną podeszwę. I jak tu z taką wytrzymać?:) i jeszcze bezczelnie w myślach od gówniar mnie wyzywa! . Podczas tych naszych sprzeczek najwięcej nasłucha się Patryk. Zazwyczaj mój głośny komentarz na jej wywody brzmi ,,Boże jak ona mnie wku****!!!!!!!!!”. Najlepsze jest to, że każda z nas do końca, a nawet już po sprzeczce uważa, że miała rację. Takie kłótnie dobrze pobudzają, zwłaszcza w sobotni poranek .
Potem zwykle obie się z tego śmiejemy, bo przecież tak na poważnie, to my się po prostu uwielbiamy! 🙂