Jest grubo po północy, a ja nie mogę zasnąć. Moja głowa pełna jest w tej chwili wspomnień, nie wiem dlaczego. Być może coś lub ktoś próbuje mnie nakłonić do napisania tych słów. Być może komuś kto je przeczyta okażą się pomocne? Nie wiem. Ale piszę.
Nic w naszym życiu nie dzieje się bez celu, choć często odnosimy wrażenie, że zupełnie bez przyczyny. Im starsza jestem, tym częściej odkrywam powody, dla których dotknęły mnie konkretne doświadczenia. Tym bardziej też rozumiem sens zaistniałych w moim życiu zdarzeń, rolę ludzi jakich spotkałam na swojej drodze. To tak jakbym stopniowo otrzymywała kolejną część układanki, która pasuje do jakiejś całości.
Im dłużej jestem na tej planecie, tym więcej przypominam sobie z dawnych lat. To chyba normalne – kiedyś moja mama powiedziała mi, że im starsza się staje tym bardziej odległe wspomnienia przychodzą jej do głowy. Ja też odnoszę wrażenie, że przypominam sobie teraz wydarzenia, które dawno wyparłam z pamięci, lub zapomniałam o nich zaraz po tym jak się wydarzyły. A teraz okazuje się często, że te pojedyncze zdarzenia miały kluczowy wpływ na to jak układało się przez lata moje życie i jak wygląda ono dziś.
Jestem wdzięczna za każdą znajomość: od przyjaciółek ze szkolnych ławek i z podwórka (jestem wdzięczna, że do dziś utrzymuję z nimi kontakt – to niezwykłe kobiety), przez znajomych mojej siostry, braci i rodziców, moje ciotki, od których wiele się nauczyłam, po moich „byłych”, kolegów i platoniczne miłości. Wszyscy przyczynili się do tego kim jestem.
Czas mojej szkoły średniej był dla mnie trudnym okresem. Chwilami traciłam sens życia, miewałam długotrwałe „doły”. W moim rodzinnym domu nie było lekko. Myślę, że bliskość jaka zawsze łączyła mnie z mamą pomogła mi przetrwać trudne chwile.
Odskocznią była też moja babcia, której zawsze mogłam się wypłakać…
Kiedy nagle odeszła, przez długi czas w ogóle to do mnie nie docierało. Nawet podczas pogrzebu nie rozumiałam chyba jeszcze, że żegnam moją babunię. Fakt, że odeszła na zawsze zrozumiałam dopiero kilka lat po jej śmierci. A dziś niesamowicie mi jej brakuje! Żałuję, że nie mogę dzielić się z nią i z dziadkiem moim życiem, moją zwyczajną, czasem monotonną codziennością.
Kiedy babcia umarła byłam w klasie maturalnej. Pamiętam jak dzieliłam się z nią moimi planami na przyszłość, mówiłam, że chcę studiować filologię angielską. Słowa, którymi mi wtedy odpowiedziała do dziś siedzą mi w głowie zawsze gdy napotykam trudności i motywują do działania: „Gdzie ty Oluchna (tak mnie z dziadkiem nazywali) na studia pójdziesz? Kto ci na to pieniądze da?” Długo nosiłam w sercu żal, że nie doczekała dnia, w którym odebrałam dyplom ukończenia studiów, oraz że nie dowiedziała się, że zostałam nauczycielem. Teraz coraz częściej myślę, że odkąd umarła, razem z dziadkiem czuwali nad moim życiem i nad tym żebym te studia jednak ukończyła 🙂 Mam nadzieję, że są ze mnie dumni…
Nie jestem religijna, kwestię wiary postrzegam raczej abstrakcyjnie. Ale skłamałabym mówiąc, że nie czuję nad sobą czyjejś opieki „z góry”. Tym bardziej, że moje życie zaczęło się stopniowo układać właśnie po tym jak odeszli moi dziadkowie. Byłam ich ukochaną wnuczką. Jeśli mieliby taką możliwość, na pewno nie oparliby się pokusie pokierowania mną w dobrym kierunku, haha.
W tamtym czasie (kiedy babcia zmarła) miałam kochanego chłopaka. Mimo, że postanowiłam nie wiązać z nim mojej przyszłości, jestem przekonana, że pomógł mi wtedy zachować równowagę, wspierał po śmierci babci, wielu rzeczy nauczył, wiele też pomógł mi zrozumieć. Jestem mu za to wdzięczna, choć pewnie nigdy już mu o tym nie powiem. A fakt, że nie zostałam jednak jego żoną (choć takie plany robiliśmy), być może również „za sprawką” moich dziadków (;-)), spowodował, że oboje ułożyliśmy sobie szczęśliwe życie z kimś innym, choć wtedy, kiedy byliśmy jeszcze dzieciakami, mogło nam się wydawać, że takie rozstanie to katastrofa.
Nie wiem co przyniesie przyszłość, ale wiem, że 12 lat temu poślubiłam człowieka, który jest miłością mojego życia. Na nasze spotkanie wpłynęło wiele zdarzeń z życia moich bliskich. Dziś rozumiem, że inny przebieg choćby jednego z nich mógłby mieć taki skutek, że nigdy nie poznałabym mojego męża.
A jednak mam dziś cudowną rodzinę. I bogate życie. Bogate, bo pełne cudownych uczuć, wspaniałych ludzi wokół, pełne pasji i wciąż dające mi wolność do realizowania moich własnych planów. Moje życie jest też pełne miłości. Cieszę się nim i smakuję każdy moment. Tak po prostu trzeba. Nie warto patrzeć na życie przez pryzmat szarej, monotonnej codzienności, czy nieprzyjemnych wydarzeń, chociaż wiem, że każde, nawet najtrudniejsze doświadczenie wzbogaca. Wolę jednak skupiać się na tym co dobre. Wiem, że każda chwila ma znaczenie, staram się więc nie tracić czasu na nic nie znaczące zajęcia. Świadomość tego jak wielki wpływ na nasze życie mają przypadkowe zdarzenia, przypadkowo spotkani ludzie, „ot tak” wypowiedziane czyjeś słowa, zobowiązuje mnie do doceniania tego co mi życie przynosi… Te małe rzeczy, o których piszę jakby były wielkie 😉 Niezwykła normalność.
Nic nie dzieje się bez powodu. Naprawdę. 🙂