O przyjaźni, macierzyństwie i kawie

O przyjaźni, macierzyństwie i kawie

Olka:

„Określ co lubisz robić najbardziej i zaplanuj jak zrobić na tym pieniądze”….

Ten popularny cytat chodził mi po głowie od bardzo dawna. Po dziesięciu latach spędzonych „przy tablicy”, zateskniłam za uczuciem kosztowania czegoś nowego, nieznanego. Do tego dzieciaki, im większe, tym częsciej wymagają coraz większych nakładów finansowych. Zaczęłam więc zastanawiać się, na czym by tu zarobić (Cool) i jednocześnie nie skonać z nudy.

Lubię pić kawę z Ewką. Ewka mi za to nie płaci. Mój mąż też nie, chętnie za to nie raz wydałby stówkę żebym tej kawy u niej nie piła. Woli kiedy Ewka przychodzi na kawę do mnie. Ewka zabiera wtedy swoje dzieciaki, pijemy w korytarzu na górze, moje dzieciaki siedzą z nami, on ma wolne. Może się zamknąć w garażu. Ja do Ewki zwykle jadę sama. Nie biorę dzieciaków. Mam ich za dużo. Marcin wie, że będzie musiał ogarnąć całą trójkę kiedy mnie nie będzie. W praktyce i tak wysyła je wtedy do babci, mojej teściowej, bo mieszka za płotem. Ale Marcin i tak woli żebym zapraszała Ewkę do siebie. Nie wiem czy lubi nasze spotkania przy kawie. Lubi Ewkę, więc raczej nie ma nic przeciwko temu. Gdyby go zapytać o nasze mocne strony, bez zastanowienia odpowie: „W dziaukaniu jesteście najlepsze!”

Dawniej nie było z tym problemu. Ewka przyjeżdżała prawie codziennie. Potem urodziła Dominika. Tragedii nie było, ale mnie było łatwiej zostawić dzieciaki z Marcinem niż jej zapakować bobasa. Odkąd jest Weronika, kawę pijemy najczęściej u Dominika w pokoju. Siedzimy na podłodze, kubki w ręku, Ewka najczęściej jedną ręką trzyma Weronikę, drugą kubek z kawą. Wymieniamy się co jakiś czas, tylko, że ja nie pachnę mlekiem, więc Weronika daje mi raczej wypić kawę spokojnie, za długo na moich rękach nie poleży.

Kawa to rytuał. Ja lubię czarną z ekspresu. Ewka woli czarną „sypaną”. Ale ona nie ma ekspresu, więc u niej piję taką jaka jest. U mnie Ewka prosi, z grzeczności, o latte, bo wie, że lubię częstować gości kawą z ekspresu. Taka jest Ewka. Poprawna i grzeczna. Miła dla wszystkich.

Niestety, na piciu kawy raczej kokosów nie zbiję, ale radość z dzielenia się naszymi babskimi przemyśleniami na ten temat jest tak duża, że smak „nowości” generuje się sam przy kazdym kolejnym łyku 🙂 i to mi na razie wystarczy!

Ewka:

Kawa. Ostatnio jest z nią dużo zamieszania. Zazwyczaj chcę do Olki jechać sama, ale Patryk płonie żebym zabrała dzieci. Ku mojemu zdziwieniu i niezrozumieniu, Olka też chce żebym je zabierała. Kawa u Olki z dziećmi to dla Patryka najlepszy scenariusz. Dla mnie, matki na jakże cudownym urlopie macierzyńskim, wyjście z domu (z dziećmi czy bez nich) jest najlepszym rozwiązaniem i jedyną  rozrywką. Olka faktycznie ostatnio wpada do mnie sama. Biedny Marcin. Był czas, że zabierała całą trójkę i wtedy było naprawdę głośno Wink. Dla Patryka to gdzie pijemy kawę właściwie nie robi różnicy, bo on najnormalniej w świecie nie znosi tych ,,naszych kawek’’. Nie rozumie ich. Twierdzi, że to strata czasu, że znowu „będziemy gadały o głupotach, plotkowały, obgadywały ich, gadały o torebkach, butach, ciuchach”. Tak, mój mąż uważa, że to szczyt naszych intelektualnych możliwości wyboru tematów do rozmów. Szczerze, nawet nie próbuję wyprowadzać go z błędu. Oczywiście, torebki i buty się pojawiają, ale większość czasu podczas naszych ,,kawek’’ zajmuje temat dzieci, ich uspokajanie, proszenie żeby zajęły się sobą. Ogólnie żeby dały nam święty spokój. Zazwyczaj następuje to po dobrej godzinie. Najbardziej lubię te kawy we dwójkę, bez krzyczących, ciągle czegoś chcących, bez przerwy zadających pytań dzieci. Wtedy rozmawiamy o życiu, wtedy uczymy się od siebie nawzajem. Wtedy pijemy prawdziwą kawę. Od dwóch miesięcy naszym kawkom towarzyszy wisząca przy cycku Weronika. Ona przynajmniej bałaganu nie robi. Nie da się ukryć- dla tych kilku chwil spokoju nasze domy zmieniają się w jeden wielki pokój dziecięcy. To jednak bardziej może przeszkadzać Olce, kiedy pijemy u niej na górze. U mnie na co dzień dom i tak przejęty jest przez dzieci.

Olka:

Nasze dzieci dorastają obok siebie, a nawet razem, jednak rożni się sposób, w jaki je wychowujemy. Ja jestem typową nauczycielką- w domu często podnoszę głos, wszystko planuję, dzieciaki nie prowadzą ze mną dyskusji, bo wiedzą, że nie mają szans mnie przegadać. Zwykle robią to, czego od nich oczekuję, choć rzadko od razu.

Ewka natomiast daje swoim maluchom więcej wolności, ma więcej cierpliwości, nie krzyczy, choć lubi tak jak ja przeklinać. Ewka do niczego ich nie zmusza, zwykle dostosowuje się do ich potrzeb. Nie marudzi i nie użala się nad sobą. Dominik jest bardzo radosny, często szczerzy zęby, daje się lubić. Weroniki jeszcze dobrze nie znam, zwykle śpi albo je. Ale kiedy śpi to też wygląda na szczęśliwą.

W jednym Ewka szczególnie mnie zaskoczyła, kiedy została mamą. Wcześniej myślałam, że będzie jej bardzo ciężko, że będzie starała się podrzucać Dominika mamie jak najczęściej. Tymczasem ona uparła się, że sama sobie poradzi. Własciwie, że sami sobie poradzą, bo Patryk od początku był mocno zaangażowany  w wychowanie Dominika. Zrezygnowali z wielu spotkań towarzyskich. Ewka nigdy nie chciała nikomu podrzucać dziecka. Nawet mnie zostawiła na dłużej Dominika góra dwa razy. Tak wybrała i, moim zdaniem, to było dla niej w tamtym czasie najlepsze. Macierzyństwo dużo w niej zmieniło. To są pozytywne zmiany.

Wychowując Maćka, postępowałam podobnie. Do czasu mojego powrotu do pracy, Maciuś bez przerwy był z nami. Zabieraliśmy go ze sobą wszędzie. Nikomu nie 'podrzucaliśmy’. Kiedy wróciłam do pracy, Ewka została jego nianią i wtedy została drugą najważniejsza kobietą w jego życiu, haha. Przez długi czas zajmowała to zaszczytne miejsce, nawet kiedy przestała już go pilnować, a jej obowiązki przejęła niania Agata. Ewka zawsze wywoływała uśmiech na jego twarzy. Tak jest do dziś Smile

Ewka

Nasze dzieci to w sumie pięć łobuzów. Olka ze względu na swój wiek i bycie mamą 8 lat dłużej ode mnie zawsze będzie bardziej doświadczoną i mądrzejsza mamą. Faktycznie, ja w wychowaniu daję dużo swobody dzieciom i później zbieram tego żniwa. Dominik wykorzystuje to i wyrasta na rozwydrzonego dzieciaka. Czy to efekt moich błędów wychowawczych? Absolutnie nie. To efekt wariantu wychowania dziecka, jaki wybrałam i jaki był dla mnie w tamtym czasie najwygodniejszy. W końcu przez 2,5 roku poświęcaliśmy Dominikowi cały swój czas i uwagę. Z wyjątkiem tych przerw na kawęBig Grin Byłam przekonana, że tylko ja mam prawo go wychowywać, zajmować się nim, bo to moje dziecko, a nie mojej siostry, mamy, czy dziadka. On ciągle był ze mną. Odkąd pojawiła się Weronika zrobił się nieznośny. Niektórzy powiedzieliby pewnie, że to bunt dwulatka. Sama często tak go usprawiedliwiam. Weronika jest jeszcze malutka, ale ona już tak łatwo i dobrze ze mną nie będzie miałaCool

Dzieci Olki. Natalka, Emil i Maciuś. Każde jest inne. Natalka to mała pannica i buntowniczka. Olka nie ma z nią łatwo. Emil to czysty Marcin. Mały cwaniak i mądraliński. Olka też nie ma z nim łatwo. Maciuś to słodziutki synuś mamusi. Mały bohater. Ciągle trzyma Olkę za rękę, nie będzie miała z nim łatwo, haha. Olka to mama z zasadami. Jednak nawet te zasady nie uchroniły jej od pyskowania, krzyków i własnego zdania jej dzieci. A potrafią je wyrażać czasami w naprawdę bezpośredni sposób…

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Zamknij