Urodziłam w czasie pandemii.

Urodziłam w czasie pandemii.

Zaszłam w ciążę w czasie, kiedy na świecie zaczynała się pandemia. Covid powoli wchodził w naszą rzeczywistość, ale jeszcze nie na taką skalę jak dzisiaj. Kto wtedy przypuszczał, że zostaniemy wszyscy zamknięci w domach, że szpitale zmienią zasady funkcjonowania, że rodzącym i ich partnerom zostanie odebrana radość wspolnego witania na świecie nowonarodzonego dziecka?

Kiedy zaszłam w ciążę, nie myślałam o tym. Jednak z tygodnia na tydzień sytuacja się zmieniała. Miałam sporo czasu żeby oswoić się z myślą, że na oddział trafię sama, bez męża, który nie będzie mógł  mnie wspierać i nie pomoże, kiedy będę potrzebowała pomocy… Kiedy trafiłam do szpitala, postanowiłam więc wykorzystać wolny, niepewny czas na zapisywanie tego, co siedziało mi w głowie. Przekształciłam obawy w słowa, oczekiwanie w pamiętnik. Z przyjemnością dzielę się tym dziś z Wami 🙂   

Dzien 1.

Dzisiaj jestem już na oddziale – sama…
Przyjęcie na oddział trwało trochę dłużej niż w normalnej sytuacji. Oprócz podstawowego wywiadu na izbie przyjęć, dodatkowo zmierzono mi temperaturę, oraz kazano wypisać wymagane oświadczenia dotyczące Covid. Patryk był ze mną na izbie przyjęć, a na oddział zaprowadziła mnie bardzo pomocna Pani z personelu medycznego. Panie pomagały z dokumentami i walizkami. Tak jak wspomnialam, na oddział trafilam sama.
Nie moglam się tu odnaleźć… wszędzie pielegniarki, ciężarne, płaczące niemowlaki i JA – sama, z dzieckiem w brzuchu, że świadomością co wydarzy się za chwilę. Te wszysykie badania: krew, wenflon, badanie ginekologiczne, KTG, lewatywa, cewnik, znieczulenie, cięcie i dochodzenie do siebie, a do tego nieznany mi dotąd strach o dziecko i o to, że coś może pójść nie tak…

Są plusy takiego oczekiwania na poród:
to przede wszystkim spokój i cisza (piszę to jako matka dwójki), personel stara się kłaść ciężarne w osobnych salach.

Poki co minusów brak, ale pewnie pojawią się jutro, kiedy potrzebna bedzie pomoc i wsparcie kiedy hormony zaczną szaleć…

Dzień 2. Dzień narodzin.

W naszym przypadku to narodziny przez cięcie cesarskie, ktore z pewnością różni sie od porodu naturalnego nie tylko sposobem pojawienia sie dziecka na świecie, ale również brakiem możliwości uczestniczenia (przynajmniej w moim szpitalu) ojca w porodzie. Przy poprzednich porodach byłam sama, więc nie przerażał mnie fakt, że znowu Patryka przy mnie nie będzie, ale to, że po cięciu dziecko nie trafi do niego, nie będzie mógł czuwać i opiekować się nią kiedy będę do siebie dochodzić zaraz po zabiegu. Przez panującą epidemię koronawirus, szpital zniósł porody rodzinne i wprowadził zakaz odwiedzin. Przykre, z punktu widzenia matki, ojca, oraz reszty rodziny. Ale całkowicie zrozumiałe.

Czym różniło sie cięcie cesarskie w czasie pandemii od tego, kiedy pandemii nie było?
Przede wszystkim reżimem sanitarnym. Pielęgniarki, ktore wiózły mnie na salę porodową miały na dobie maseczki i ja przez caly zabieg musiałam w niej być. Przez maseczkę ciężko się oddych na co dzień a tym bardziej w trakcie operacji. Jeżeli chodzi o rodzące naturalnie, one również mają maski jadąc na trakt porodowy…

Być może będę opowiadać wnukom o wszystkich tych niedogodnościach. Jednak patrząc ze strony czysto praktycznej, z punktu widzenia kobiety rodzącej, która w normalnych warunkach o jakiejkolwiek intymności po porodzie może zapomniec, to ta nowa sytuacja ma bardzo wiele zalet! Bywa, że ciężko młodym mamom się odnaleźć w nowej roli i uwierzcie mi, odwiedzająca nas rodzina czy rodzina koleżanki z sali w niczym nie pomaga. Dlatego w czasie pandemii cenię sobie obostrzenia panujące w szpitalach. Ta cisza i intymność jest niedoceniona.

Dzień 3. Tylko my dwie.

Wcześniej pisałam, że nie potrafię się odnaleźć w szpitalu, te wszystkie świeżo upieczone matki i płaczące dzieci- wystraszyłam się. Kiedy leżałam na stole operacyjnym, a lekarze pomagali Alicji przyjść na świat – odpłynelam:-). Na jej płacz czekałam długie 9 miesiecy. Ogarneło mnie ogromne szczęście, miłość (której tym razem już nie musiałam się uczyć), a strach odszedł samoistnie.

Mamy w szpitalu mnóstwo czasu na poznanie się, mam w sobie spokój, ktorego dawno nie doswiadczyłam. Jestem co prawda sama, ale daję radę, Ty też dasz.

Mamusie rodzące na dniach: bądźcie silne i pozytywnie nastawione do porodu. Jeżeli w czasie pobytu w szpitalu będzie Wam brakowało bliskiej osoby, zadzwońcie do najbliższych, spotkajcie się online, technologia bardzo dziś na szczęście ułatwia takie chwile w odosobnieniu. Dzięki temu chociaż w części poczujecie sie jak byście były z bliskimi. Jeżeli macie możliwość, wybierajcie małe szpitale gdzie jest mniej ludzi, w nich jest dziś chyba bezpieczniej.

Jutro prawdopodobnie wychodzimy. Emocje są ogromne, zwłaszcza, że na Alicję i na mnie czekają stęsknione dzieci. Błogo tu w tej ciszy, ale nie mogę się już ich doczekać 🙂

Na koniec chciałabym podziękować całemu personelowi szpitalnemu za pomoc, opiekę i troskę. Należą się Wam medale. Jesteście osobami, które w 100% realizują swoją misję i misję szpitala. Dziękuję.

Dzień 4. Nareszcie w domu 🙂 

Dodaj komentarz

Zamknij