Wtorek, słoneczne popołudnie. Sama z dziećmi w domu, bo Patryk znów na służbowym wyjeździe. Jutro wyjeżdżamy nad morze, więc pakuję walizki. Zadowolona, bo ma być upalnie, więc idzie mi to sprawnie. Dominik z Weroniką pomagają i przeszkadzają. Jeszcze nie wyjechaliśmy, a już jest radość przeplatana z krzykiem. Ja pakuję, oni wyciągają itd. ale dajemy radę. Przeważają pozytywne emocje, bo jutro będziemy wszyscy razem. W środę ruszamy w nasz krótki 4-dniowy wypad nad morze…
Od kiedy piszę bloga, baczniej obserwuję świat i zachowania ludzi. Nie podsłuchuję, a słucham, nie stoję i patrzę, a obserwuję. Co widzę i słyszę? To, że rodzice dzielą się na dwie grupy: Rodzice „udający sielski spokój” i rodzice „wybuchający złością”. Pierwsza grupa potrafi udawać w relacjach rodzic-dziecko, robią dobra minę i uśmiechają się, kiedy w środku się gotują – ze złości i niemocy (w końcu eksplodują). Druga grupa to tacy, którzy uwalniają swoje emocje, nie potrafią zapamować nad sobą, mówią wprost bez owijania w bawełnę. Tą grupę odbieramy jako wariatów, niezrównoważonych rodziców. Pytanie tylko czy słusznie? Oni nie zaskakują swoich dzieci nagłym wybuchem złości. Czy nie lepiej być zawsze szczerym w swoich emocjach? A może lepiej być miłym i uśmiechniętym, a za zamkniętymi drzwiami „tresować” swoje dzieci, skoro nikt nie widzi?
Dla mnie ani jedno, ani drugie nie jest odpowiednie, ale nie uniknione w życiu, tym realnym, bo Facebook i Instagram wszystko ukryje!!!
Uwielbiam wakacje z dziećmi, co wcale nie oznacza, że podczas naszych wyjazdów wszystko jest różowe jak to bywa u innych. Mam nieodparte wrażenie, że wszyscy dookoła mnie wakacje z dziećmi spędzają na wspólnych spacerach, zwiedzają od rana najróżniejsze miejsca, jeźdzą, biegają, czytają książki, jedzą marchewkę, piją wodę, wszyscy są radośni, zawsze uśmiechnięci, a dzieci sa wystrojone jak choinki i do tego czyste nawet kiedy jedzą lody!!! Nie wiem jak to robią te osoby, ale podziwiam! U nas wygląda to nieco inaczej. Co prawda cieszymy się „urlopem”, ale często do siebie burczymy, w końcu podczas wyjazdów spędzamy ze sobą 24 h/dobę!!! Jak tu się nie kłócić?! Chyba się nie da. Chodzimy na spacery, bawimy się z dziećmi, spędzamy z nimi fajnie czas, ale też mamy ich czasem dosyć. Często przez ich krzyki, fochy, wyginanie się, wymuszanie, mam ochotę stanąć i krzyczeć, krzyczeć tak żeby wyszły ze mnie wszystkie emocje. I nie zawsze mam ochote krzyczeć tylko z ich powodu… Podczas wakacji z dziećmi nie czytam książek, z resztą w domu też nie czytam ich za wiele!!! Jak przy nich można się skupic? Ja tego nie ogarniam. Ogladamy za to bajki w tv lub w tel, przeglądam fb, czego nienawidzi Patryk. On nie cierpi kiedy używam telefonu (kłótnia). Najlepsze są nasze zdjęcia rodzinne – nie ma z nimi problemu, bo ich nie mamy!!! Dominik i Patryk są „antyzdjeciowi” Woda i marchewka? Woda jest ale też pojawia się piwo… Ups! – pewnie to tylko u nas…
Jeździmy na wakacje sami, bez babci, która mogłaby się zająć dziećmi, no i nadal karmię, więc o wakacyjnym imprezowaniu czy kolacji we dwoje można zapomnieć.
Jeździmy z dziecmi na wakacje dla ich przyjemności, po to aby sprawić im radość, aby zobaczyć na ich twarzy uśmiech i zachwyt nowymi miejscami. Niestety, pod koniec wyjazdu okazuje się, że w tej naszej sielance przeważa raczej wzajemny WKURW, bo oczywiście niesforność dzieci zawsze musi być wynikiem czyjejś winy i jak by tak nas posłuchać z ukrycia, to niewiadomo czyjej! Bo ani mojej, ami Patryka!
Należymy chyba do tej drugiej, „wybuchowej” grupy rodziców. A jednak ta nasze wspólne wyjazdy uwielbiamy!
A jak jest u Was?